Sprzedawcy ignorują oznaczenia wiekowe

Australijska debata na temat wprowadzenia dla gier kategorii wiekowej R18+ trwa w najlepsze...

...a tymczasem jedna z gazet postanowiła sprawdzić, czy oznaczenia wiekowe faktycznie spełniają swoją rolę.

Gazeta The-Sun Herald "zatrudniła" na potrzeby dziennikarskiego "śledztwa" 14-latka (choć wyglądającego na nieco młodszego) imieniem Peter Baee. Plan był prosty - chłopak miał spróbować zakupić w kilku sklepach w centralnej dzielnicy biznesowej Sydney grę oznakowaną MA15+ (w tej chwili jest to najwyższe oznaczenie wiekowe w tym kraju). Czy się udało?

Tak, choć zgodnie z wymogami australijskiego prawa grę MA15+ może zakupić osoba w wieku powyżej lat piętnastu i w dodatku będąca w towarzystwie innej osoby dorosłej lub opiekuna (sic!). Spośród sześciu sklepów, które odwiedził Peter, aż w pięciu nie miał żadnego problemu z zakupem gier zawierających "morderstwa, masową strzelaninę, dźganie nożem, rozprowadzanie narkotyków, przemoc seksualną i uprowadzenie dzieci". Brak reakcji ze strony sprzedawców nastolatek podsumował: "Jestem zszokowany jak łatwe to się okazało".

Reklama

Należałoby przyznać, że z naszej polskiej perspektywy ignorowanie oznaczeń wiekowych przez sprzedawców jest praktyką powszechną (zdarzają się chlubne wyjątki!) i trudno się temu dziwić. Nie ma u nas bowiem represji porównywalnych z karami wymierzanymi w Australii (choć jak widać i tak nie są jeszcze dość odstraszające...):

- za sprzedaż gry MA15+ osobie poniżej tego wieku grozi grzywna do $5500 dla pojedynczych sprzedawców lub do $11,000 dla większych sieci;

- za sprzedaż nieletnim gier, których klasyfikacji w ogóle odmówiono (jak np. początkowo w przypadku Aliens vs Predator), można z kolei spędzić do dwóch lat w więzieniu lub wydać na grzywnę $16,500 (pojedynczy sprzedawca) i $33,000 (korporacja).

W związku z brakiem w Australii klasyfikacji R18+ światła dziennego nie ujrzały tam (przynajmniej nie w sposób legalny) 74 tytuły od 1995. Ron Curry z Games and Entertainment Association uważa, że wprowadzenie tej kategorii wiekowej zapewniłoby "mniejsze zagmatwanie". Przyznaje jednak, że zobowiązania w kwestii respektowania oznaczeń muszą być spełniane w punktach sprzedaży: "Jeśli chodzi o masowych sprzedawców, możemy mieć do czynienia z wysoką płynnością kadr i przenoszeniem pracowników między działami - potencjalnie jest w tym brak ciągłości w kwestii edukacji i wiedzy o tym, co klasyfikacja w ogóle oznacza. To powiedziawszy, nie może być żadnych wymówek".

Po drugiej stronie barykady stoją oczywiście przeciwnicy wprowadzenia znaczka R18+, w tym m. in. Barbara Biggins z Australian Council on Children and the Media: "Naszą największą troską w związku z zaproponowanym oznaczeniem R18+ jest problem, że dzieci i tak dostaną te produkty w swoje ręce i rodzice nie mogą nic z tym zrobić - niezależnie od tego, jak bardzo są odpowiedzialni".

Czy takie 'akcje' pomogą, czy zaszkodzą zwolennikom wprowadzenia kategorii R18+ nie można jednoznacznie stwierdzić. Ale z pewnością wodą na młyn dla przeciwników mogą być komentarze w stylu wypowiedzi Petera: "Takie gry stają się coraz bardziej podobne do życia. Jeśli grasz w takie rzeczy regularnie, przemoc, zabijanie, narkotyki i to wszystko - przypuszczam, że staje się to po prostu normalne". Potrzebny komentarz? Chyba nie.

CDA
Dowiedz się więcej na temat: sprzedawcy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy