Skandal w Rockstar Games?
Kiedy słyszymy "kłótnie i niesnaski wśród producentów gier", myślimy o Infinity Ward i Activision. Okazuje się, że również inne ekipy cierpią na różne korporacyjne problemy.
W sieci pojawiło się przedwczoraj dość szokujące wyznanie Zero Deana - byłego pracownika Rockstar San Diego, który pracował nad Red Dead Redemption i w pewnym stopniu tego żałuje. To kolejna (choć po długiej przerwie) afera związana z Red Dead Redemption w tym roku.
Blog Deana zniknął już z internetu. Niewiele to znaczyło dla pamięci Google, która po dziś dzień przechowuje kopię kontrowersyjnej notki. Możemy się z niej dowiedzieć wielu... cóż, ujmijmy to tak - ciekawych rzeczy.
"Zespoły w Rockstar były tak rozproszone, że nikt nie interesował się innymi osobami. Nieważne, czy pracowały nad tym samym projektem, w tym samym zespole czy przy biurku kilka metrów dalej! Jasne, ci, którzy pracowali tam od dłuższego czasu nawiązali znajomości, ale co z więzią zespołową? Nie istniała!"
Były pracownik nie zostawił suchej nitki na głównych dyrygentach Rockstara, którzy rzekomo wykazywali tym agresywniejsze postawy, im bliżaj było do daty premiery danej gry.
"Nie minął nawet rok mojego pobytu w firmie, kiedy ludzie (wyżsi rangą) zaczęli dostawać szajby na punkcie tego, jak długo trwają prace nad projektem, ile pieniędzy zostało zmarnowanych i - to najważniejsze - na punkcie dat premier. Wtedy poziom manipulacji i obłudy ze strony managerów zaczął narastać. Najpierw powoli, by ostatecznie osiągnąć chore (jak na mój gust) stadium."
Zero Dean skarży się też na swobodne manipulowanie czasem pracy - szefowie mieli według własnego uznania przedłużać o kilka godzin dzień roboczy lub kazać pracownikom stawić się w firmie w weekend. Jednak jedną ze spraw, które najbardziej rozzłościły Deana, było monitorowanie e-maili przez "panów z góry". Również prywatnych wiadomości.
"(Zapytano mnie) jak, do k...y nędzy, śmiałem opowiedzieć o niemożliwym do zrealizowania harmonogramie trzem osobom w prywatnym mailu?! Zaniedbywałem moje obowiązki (cóż za ironia) ! Czułem się, jakbym jakimś cudem znalazł się w wojsku."
Z relacji Deana ponadto wynika, że liczba pracowników Rockstara utrzymuje się na pewnym poziomie z powodów bardzo odmiennych, niż zadowolenie pracą.
"Jeśli zajścia w biurze zostałyby sfilmowane, z punktu widzenia odbiorcy byłaby to świetna komedia, jestem tego pewny. Niestety, to było życie i piekło dla cholernej rzeszy ludzi - chcieli odejść, lecz nie mogli, gdyż mieli "dzieci" albo "kredyt hipoteczny", czy też gospodarka miała się źle i firmy nikogo nie zatrudniały."
Rozgoryczony pracownik przedstawił też krótko moment rozstania z Rockstarem.
"Kiedy mój szef zgarnął pochwały za moją pracę - i uprzejmie się ze mną posprzeczał o to, kto był twórcą (Dean odpowiadał za meksykański etap Red Dead Redemption i miał oryginalne pliki na służbowym komputerze - przyp. red.) - wróciłem do biurka i zacząłem je sprzątać. Wtedy sobie uświadomiłem - wcale go nie sprzątam. Ja się pakuję."
Po czym podsumował:
"Dziękuję ci, Rockstar. Pokazałeś mi, jak nigdy w życiu nie chciałbym prowadzić biznesu ani traktować pracowników (lub ludzi w ogóle)."
Rockstar jeszcze nie skomentował opinii Deana, jednak możemy się spodziewać, że jeśli nie zawrze w szeregach producentów Grand Theft Auto IV, to na pewno puls skoczy w górę szefom.
Swoją drogą, to już trzecia afera dotycząca Red Dead Redemption. Jeszcze przed premierą gry wypłynęły wiadomości o złym traktowaniu pracowników przez Rockstar, słyszeliśmy też o liście otwartym sfrustrowanych pracoholizmem małzonków kobiet. Pojawiło się także podejrzenie o próby ustawienia recenzji gry w magazynie dla panów Zoo. Anonimowy człowiek zatrudniony w Rockstarze na początku mijającego roku wspominał o fatalnym stanie prac nad grą. Tymczasem Red Dead Redemption porządnie pozamiatał, sprzedał się fantastycznie i zdobył wiele nagród, w tym kilka tytułów Gry Roku. I komu tu wierzyć, panie dziejku? Ano najlepiej poczekać na komentarz szefów Rockstara - dwie przeciwstawne opinie mogą pomóc wyklarować jaśniejszy obraz sytuacji.