Skandal na szczycie w League of Legends

Zdarzyło się, że po finale rozgrywanego w ubiegły weekend turnieju MLG Raleigh zdyskwalifikowano obie występujące w nim drużyny, zarzucając im ustawienie meczu i niesportowe zachowanie, pozbawiając jednocześnie nagród w wysokości 32 tysięcy dolarów. Świat cybersportu zadrżał w posadach.

Ukarane drużyny to Dignitas i Curse Gaming, zajmujące obecnie 3. i 4. miejsca w północnoamerykańskim Challenger Circuit - całorocznych rozgrywkach, które mają na celu wyłonienie ośmiu teamów, które już w przyszły weekend zawalczą o miejsca w światowym finale Sezonu 2 (pula nagród: 3 000 000 dolarów), a także w przyszłorocznej lidze Sezonu 3. Słowem: światowa czołówka graczy, wielkie pieniądze i... młode narwane głowy, które na swoim przykładzie dają właśnie lekcję całej e-sportowej społeczności.

Oficjalnie dyskwalifikacja była spowodowana ustawieniem finałowego meczu (rozgrywanego w formacie best-of-5) i umową obu ekip odnośnie równego podziału puli nagród za dwa pierwsze miejsca.

Reklama

Występująca dwukrotnie przed kamerą drużyna Curse Gaming nie przyznała się do winy, menedżer Dignitas oświadczył, że "przynajmniej część zarzutów okazała się prawdziwa" i choć nie jest to afera choć w części tak poważna, jak rozbicie w 2010 roku szajki ustawiającej mecze StarCrafta w Korei, smród za sprawą - i za zawodnikami - ciągnąć się będzie zapewno jeszcze przez wiele tygodni. A szkoda, bo są wśród nich do tej pory niemal nieskazitelnie profesjonalni i poważani przez wielu fanów zawodnicy jak Elementz czy Scarra.

Bo nawet, jeśli nie znajdą się jednoznaczne dowody na ustawienie meczów - takich bowiem ani organizacja MLG ani Riot Games nie przedstawili - wystarczy sam fakt umówienia się przez obie drużyny na rozegranie pierwszego meczu serii jako tzw. ARAM (All Random All Mid - tryb wymyślony przez fanów, widowiskowy, ale łamiący konwencje rozgrywek. Coś jak dwa ognie zamiast meczu piłki ręcznej).

I choć zapewne wszystko odbyło się w duchu dobrej zabawy, luzu i młodzieńczej fantazji, od zawodników parających e-sportem, dla wielu stanowiących przykład do naśladowania, powinno się wymagać profesjonalizmu w każdej sytuacji. A ARAM był w tej sytuacji bezczelnym prztyczkiem w nos - zarówno dla rosnącej grupy kibiców, jak i sponsorów oraz organizacji, które ciężką pracą i z niemałymi sukcesami próbują od lat rozkręcić e-sport do rangi prawdziwie masowego widowiska.

O tym czy i jakie konsekwencje władze drużyn Curse i Dignitas wyciągną ze swoich zawodników, dowiemy się zapewne w tym tygodniu. Moim zdaniem wszystkim należałoby się w tym wypadku podziękowanie za współpracę, choć wątpię, by na kilka dni przed najważniejszym turniejem dla obu, zdecydowały się na gwałt szukać nowych składów.

Tryumfu "sportu" w e-sporcie prawdopodobnie tym razem nie zatem będzie, ale w obliczu wprowadzenia prawdziwie profesjonalnej, światowej ligii przez Riot w przyszłym roku, to ostatni dzwonek, by oglądana przez setki tysięcy widzów i stanowiąca wizytówkę całej dziedziny młodzież ogarnęła się i przestała traktować grę li tylko jako dobrze płatną zabawę.

Wypróbuj klasyk sprzed lat w nowej formie

CDA
Dowiedz się więcej na temat: League of Legends
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy