Red Faction: Armageddon

Red Faction od zawsze kojarzyło mi się z prawdziwą rozwałką. W grach z tej serii mogło brakować wszystkiego, ale nigdy totalnej demolki. Czy Red Faction: Armageddon kontynuuje ten trend?

Po Red Faction nigdy nie spodziewałem się cudów. Ta seria od początku ma problem z tym, by przebić się do mas, niemniej udało jej się pozyskać liczne grono odbiorców, które ciągle czeka na kolejne odsłony. Do sklepów trafiła właśnie ta najnowsza - Red Faction: Armageddon, która nie wnosi praktycznie niczego nowego, ale oferuje to, za co polubiliśmy poprzedniczki. Czy to wystarczy? Moim zdaniem, jak najbardziej.

Red Faction: Armageddon stanowi kontynuację poprzedniej części, czyli Red Faction: Guerilla. Jego akcja została oczywiście ponownie osadzona na Marsie. Jest rok 2170, wojska Earth Defence Force przegrało i powstanie marsjańskie upadło. Do tego wszystkiego Adam Hale, wariat z krwi i kości, wyłączył urządzenia, które pozwalają ludziom żyć na powierzchni planety. Jednak to nie koniec Marsa, w dalszym ciagu jest nadzieja. Jego mieszkańcy w dalszym ciągu wiercą w nim tunele, tworząc coraz to nowe jaskinie i korytarze. Czy uda im się odnaleźć lek na całe zło, które dzieje się na Czerwonej Planecie?

Reklama

Niestety, w głębi Marsa ludzie trafiają przede wszystkim na rasę obcych, która teraz, wybudzona ze snu, zaczyna na nowo walczyć. To właśnie ona jest głównym wrogiem w Red Faction: Armageddon. Do boju z nimi staje między innymi Darius Mason, wnuk Aleca Masona, czyli głównego bohatera Red Faction: Guerilla. To w niego wcielamy się w kampanii i to on będzie głównym bohaterem opowiedzianych w niej wydarzeń. Nie ma chłopak łatwo, bo raz, że wielu ludzi uważa, iż to on jest odpowiedzialny za wybudzenie arcygroźnej rasy obcych, a dwa, że poza nimi wszystkimi musi jeszcze stoczyć walkę z wyznawcami kultu, za którego powstanie odpowiedzialny jest wspomniany Adam Hale.

Red Faction: Armageddon to w dalszym ciągu shooter. Twórcy, którzy lubią od czasu do czasu zmienić perspektywę, tym razem zdecydowali się na ujęcie trzecioosobowe. Tę decyzję uważam za całkiem słuszną (lubię obserwować rozwałkę, widząc jednocześnie bohatera, którym kieruję), ale już tę o zmianie charakteru rozgrywki z sandboksowego na w pełni liniowy nie do końca. W Red Faction zawsze ceniłem sobie to, gdy gra dawała mi możliwość pójścia w lewo lub w prawo. Tutaj drogi raczej nie możesz wybrać - widoczna na ekranie nawigacja cały czas prowadzi cię do celu jedyną słuszną ścieżką. Prowadzi to niestety do tego, iż gra jest w pełni liniowa i schematyczna. Zasadniczo cały przebieg zabawy wygląda następująco: idziesz przed siebie, walczysz z wrogami, idziesz przed siebie, walczysz z wrogami itd. Przydałaby się jakaś, chociaż minimalna, odskocznia.

Rzecz jasna, w dalszym ciągu najważniejszym elementem rozgrywki są strzelaniny, nic się tutaj nie zmieniło. I na szczęście twórcom udało się opracować je w taki sposób, że nawet powtarzalność i schematyczność zabawy jakoś bardzo tutaj nie przeszkadzają. Przedstawiciele wspomnianej rasy obcych zostali zaprojektowani pomysłowo i zaskakują nas zarówno tym, jak wyglądają, i tym, jak się zachowują i jak walczą. Niektóre z nich walczą z bliskiej odległości, chcąc nas rozszarpać długimi pazurami, a inne na przykład plują w naszą stronę kwasem. Większość z nich jest niezwykle zwinna - potrafi szybko biegać, skakać, wspinać się po sufitach itd. To naprawdę wymagający przeciwnik, który niejednokrotnie napsuje ci krwi. No, ale przecież właśnie o to chodzi.

W walkach wykorzystujesz rozmaite typy broni, których znaczna większość przypadła mi do gustu, pomimo że nietypowych giwer jest tutaj niewiele. Twórcy zbudowali arsenał głównego bohatera przede wszystkim z pistoletu, karabinu maszynowego, shotguna, karabinu snajperskiego czy granatnika. Jedną z ciekawszych broni jest zdecydowanie wielki kilof (niczym ten z logo), za pomocą którego możemy niszczyć wszystko, co tylko projektanci poziomów postanowili uznać za zniszczalne.

A propos niszczenia - ten element zawsze był swego rodzaju wyróżnikiem w serii Red Faction i autorzy uznali, że warto dalej na niego stawiać. Środowisko w Red Faction: Armageddon jest w dużej mierze zniszczalne - możesz tutaj rozwalać ściany, a także przykładowo zrzucać zwisające z sufitu elementy. Nie służy to oczywiście wyłącznie frajdzie, bo jeśli się postarasz, to przy pomocy fragmentów otoczenia możesz sobie ułatwić pojedynki z przeciwnikami. Warto zaznaczyć, że w Red Faction: Armageddon da się zniszczyć nawet te konstrukcje, które są niezbędne do pójścia dalej. Na przykład podczas bitwy może ucierpieć most, po którym za chwilę powinieneś przejść. Ale spokojnie, nie musisz w takiej sytuacji cofać się do początku etapu. Wystarczy, że skorzystasz ze specjalnego przedmiotu, nanokuźni, która pomoże ci odbudować każdą zniszczoną uprzednio strukturę. Przydatne i fajnie wyglądające.

Red Faction: Armageddon został wzbogacony o system rozwoju postaci. Wszelkich modyfikacji możesz dokonywać po uprzednim uzbieraniu odpowiedniej ilości złomu. Wśród umiejętności do "wykupienia" znajdziesz na przykład możliwość unoszenia przeciwników do góry czy tworzenia pola energetycznego wokół głównego bohatera. Poza tym masz jeszcze szereg prostych ulepszeń, takich jak podniesienie maksymalnego poziomu zdrowia czy poprawienie skuteczności wystrzeliwanych pocisków. Nie jest to może mechanizm na miarę RPG-a, jednak jak na shooter, jest całkiem sensowny i dobrze, że się tutaj znalazł.

Podobnie jest z grafiką, która może nie jest nadzwyczajnie rozbudowana i nie może konkurować z Crysisem 2 czy Killzonem 3, jednak pomimo tego może się podobać. Jest pełna efektów specjalnych - wybuchy podczas walk, rozwalanie elementów otoczenia czy naprawianie zniszczonych konstrukcji za pomocą nanokuźni wyglądają widowiskowo. Lokacje zaprojektowano z głową i pomimo że prawie cała akcja rozgrywa się pod powierzchnią planety, nie można narzekać na nudę.

Odpalając Red Faction: Armageddon na swoim komputerze, otrzymałem dokładnie to, czego się spodziewałem. Przyjemną w odbiorze strzelankę - z wciągającą kampanią, możliwością demolowania otoczenia, ładną oprawą. Jestem zadowolony. Nie mogę jednak uznać tej gry za coś wyjątkowego. To po prostu dobra strzelanka, nic więcej.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama