Nazywano ją "tanim, azjatyckim szajsem". Okazała się megahitem!

Wielu zachodnich twórców uznawało tę grę za marną próbę zaistnienia w świecie MMO przez niewielkie, białoruskie studio. Teraz powinno im być z tego powodu głupio.

Mowa o World of Tanks, grze MMO autorstwa białoruskiego studia Waraming.net. Pewnie niewiele osób z branży pokładało w niej specjalne nadzieje, tymczasem jest to w chwili obecnej jedna z najpopularniejszych produkcji w segmencie free-to-play (grasz za darmo, ale płacisz za dodatkowe zawartości).

"Byli bardzo aroganccy" - wypowiada się o zachodnich deweloperach Victor Kislyi, CEO Wargaming.net. Gdy Białorusini proponowali największym firmom z branży wydanie gry, spotykali się z szorstkimi reakcjami z ich strony. "Było wiele określeń, jakimi obdarzano grę. Była opisywana m.in. jako tani, azjatycki szajs, a także na gorsze sposoby" - dodaje prezes białoruskiego studia.

Reklama

Teraz wszyscy, którzy używali takich słów, by opisać World of Tanks, powinni na trzy-cztery odszczekać to, co mówili. A na pewno powinni pluć sobie w brody. World of Tanks odniosło wielki sukces - od premiery gra zdobyła bazę 35 milionów zarejestrowanych graczy. Średnio gra w nią każdej chwili po 800 tysięcy użytkowników.

Tak doskonałe wyniki przełożyły się na błyskawiczny rozwój białoruskiego studia. W ciągu dwóch lat firma poszerzyła skład ze 120 do ponad 1000 pracowników. W chwili obecnej posiada ona jedenaście oddziałów na całym świecie. Mało tego, Kislyi zapewnia, że Wargaming.net w dalszym ciągu zatrudnia nowych pracowników w szybkim tempie.

Jednym z czynników, któremu Wargaming.net zawdzięcza sukces World of Tanks, było udane wypośrodkowanie części płatnej gry od bezpłatnej. Gracze nie są nieustannie "atakowani" ofertami dokupienia nowej lufy czy gąsienic do czołgu, ale z drugiej strony autorzy nie rozdają zbyt wiele zawartości za darmo.

"Gwiezdne wojny" bez rycerzy Jedi i mieczów świetlnych

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: World of Tanks
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama