Medal of Honor

Afganistan, czasy mniej więcej współczesne. W górach, o zmierzchu siedzi na kamieniu człowiek, nieopodal pasają się kozy. Nic nie zakłóca spokoju aż do momentu, w którym zostaje on błyskawicznie ogłuszony, a z trawy - spomiędzy zwierząt - wyrasta czterech żołnierzy.

W ten sposób poznajemy Tier 1: najbardziej elitarną jednostkę amerykańskiej armii.

A ty noś długą brodę jak my

Zdziwiłby się jednak ten, kto spodziewałby się gładko ogolonych twarzy i mundurów z przypiętą amerykańską flagą. Ekipa Tier 1 może wyglądać tak, jak chce, byle wykonała swoje zadanie. Dlatego też chyba po raz pierwszy w grze symulującej działania wojenne wcielimy się w brodacza, który może paradować w łachmanach. Wszystko po to, żeby nie rzucać się w oczy.

Ta prestiżowa jednostka "brodaczy" nie została wymyślona dla potrzeb gry. Rzeczywiście w armii USA coś takiego funkcjonuje. Nie można się do niej zapisać, a jedynie zostać zaproszonym na testy. Są one tak trudne, że tylko niewielkiemu procentowi członków sił specjalnych udaje się je przejść. Dokładna liczba żołnierzy służących w Tier 1 nie jest znana, ale nieoficjalnie mówi się o ok. stu?dwustu. Do paru z nich dotarli twórcy. Ponoć Medal of Honor powstaje pod bacznym okiem najprawdziwszych fachowców, z których ubrań jeszcze do końca nie zszedł afgański piasek i plamy po krwi wrogów.

Reklama

MoH: Modern Warfare

Electronic Arts wzięło się za współczesne działania wojenne, zupełnie nie ukrywając swojego głównego celu. Szef firmy, John Riccitiello, powiedział otwarcie: - Pierwsze miejsce w gatunku FPS należy teraz do Activision. Ale chcę je z powrotem. Po tym, co zobaczyłem na specjalnym pokazie dla prasy zorganizowanym w Niemczech (gdzie byłem jedynym dziennikarzem z Polski, bla, bla, bla), mam dla Johna dobrą nowinę: jest duża szansa, że je odzyskasz, chłopie! Zwłaszcza że niewątpliwie przeznaczyłeś na ten cel niebagatelną kwotę - co widać w każdej sekundzie akcji.

Można się było tego spodziewać już po trailerze (do obejrzenia na naszej stronie WWW), a ja po zobaczeniu jednej misji mogę potwierdzić: nowy Medal of Honor czerpie całymi garściami z dzieła Infinity Ward. Gdybym nie wiedział, co oglądam, mógłbym uwierzyć, że mam do czynienia z Modern Warfare 3 (no, może 2,5). Podobnie efektowny sposób budowania akcji, wszechobecne, ale umiejętnie zaprojektowane skrypty, korzystanie z różnych nowinek technicznych, częsta zmiana bohaterów... Podobieństw jest tu bez liku.

Są też jednak na szczęście i różnice. Najważniejsza to trzymanie się w miarę możliwości realizmu. Choć historia w grze jest fikcyjna, bazuje na jak najbardziej autentycznym konflikcie, a więc i ogranicza się do terenu Afganistanu. Richard Farrelly, dyrektor kreatywny studia EA LA (dokąd przeszedł z Treyarcha po zrobieniu World at War), rozwiał moje wątpliwości co do wyboru miejsca: - Początkowo myśleliśmy, że Afganistan to nudny, jednorodny kraj - mówi. - Ale gdy przyjrzeliśmy mu się bliżej, odkryliśmy, że jest wręcz przeciwnie! Jest tam wszystko: zaludnione miasta, pustynia, wysokie, ośnieżone góry, jaskinie czy zielone tereny przy rzece. W takich okolicznościach przyrody można zrobić emocjonującego shootera.

Raz skalpelem, raz młotem

Odpowiednie zróżnicowanie zapewnią też częste zmiany prowadzonego przez gracza bohatera. Oczywiście głównym daniem jest tu możliwość kierowania członkiem elitarnego Tier 1, ale działania tej jednostki zdałyby się na nic, gdyby za nimi nie podążał "ciężki młot". Zadaniem komandosów jest bowiem przygotowanie gruntu i odpowiednie pokierowanie "sledgehammerem" - ekipą niewahającą się przed użyciem najcięższego sprzętu (najchętniej z powietrza). Czasem więc będziesz się zakradał i atakował nożem, a czasem skorzystasz z pocisków, których seria zrówna z ziemią cały dom.

Zawiedzeni niewielką liczbą maszyn, którymi można było poruszać się w Modern Warfare 2 (słownie: były dwie), powinni się cieszyć na premierę MoH. Póki co Farrelly potwierdził, że będzie można kierować quadami i helikopterami. To ważne: kierować, nie tylko służyć jako strzelec pokładowy. Na tych dwóch na pewno lista się nie skończy, choć póki co twórcy nie zdradzają nic więcej.

Ewakuacja kobiet i dzieci

Nie ma też jednak co liczyć na efekciarstwo, na jakie pozwalali sobie scenarzyści z Infinity Ward. Nie należy spodziewać się osobnych półinteraktywnych misji w rodzaju egzekucji, wybuchu bomby atomowej czy choćby "rzezi na lotnisku". - Korzystamy z innych sposobów na opowiedzenie ciekawej historii. Staramy się to robić przez całą grę, w dość konwencjonalny sposób - mówi Farelly. - Na pewno nie będzie u nas kontrowersji dodanych po to, żeby wzbudzać zainteresowanie produkcją. Te słowa to oczywiście przytyk do MW2, ale także obietnica jakości. Nie ukrywam, że liczę na to, iż wreszcie zobaczę we współczesnym shooterze historię spójną i ciekawą.

Uciekanie od kontrowersji na powyższym się jednak nie kończy. Nie mam dobrych wiadomości dla kogoś, kto oczekiwałby dylematów moralnych i najbrudniejszych aspektów wojny: cierpienia niewinnych. EA LA załatwia ten problem szybko i bezkompromisowo. W grze prawie wcale nie będzie cywili, o kobietach i dzieciach nawet nie wspominając. Jak już się zdarzy jakaś nieuzbrojona postać, to żołnierze z Tier 1 błyskawicznie się nią zajmą tak, by nie przeszkadzała w akcji. Najlepszym na to przykładem jest wspomniany na początku pastuch, który został ogłuszony jednym wprawnym ciosem, a następnie związany. (Los kóz nie jest znany).

Nie ma takiej paczki jak ta

Jak na razie niewiele wiadomo o misjach, bo sam Farrelly przyznaje, że gra dopiero jest w trakcie tworzenia, stale zmieniają się koncepcje i dochodzą nowe elementy. Fragment, który miałem okazję zobaczyć, przypominał nieco misję Cliffhanger z MW2, tyle że tu grupa była czteroosobowa, a ich wspólne akcje budziły jeszcze większy szacunek - koordynacja była nienaganna. Szczególnie przypadł mi do gustu moment, w którym amerykańscy żołnierze na obcym terytorium robią zasadzkę na patrol Afgańczyków. To dość nieoczekiwana zmiana miejsc, musicie przyznać.

Skradanie to jednak tylko część gry. - Grupa Tier 1 wysyłana jest jedynie do najważniejszych misji - mówi Farrelly. - Tym razem nie wszystko pójdzie zgodnie z planem, ale żołnierze są doskonale przeszkoleni w walce w różnych warunkach, więc nie ma obawy: poradzą sobie również przy otwartej wymianie ognia. Pomimo nieszablonowego działania i ubioru nie są pozbawieni nowoczesnego sprzętu. Gadżetami pewnie nie zaimponują Agentowi 007 (wszak twórcy bazują na faktycznie istniejącym wyposażeniu), ale pewne jest, że nie trzeba będzie liczyć na sam wierny karabin i ogromną ilość amunicji (zauważyłem, że bohater nosił przy sobie blisko tysiąc pocisków). Na razie w akcji widziałem jedynie standardowy noktowizor, z ciekawością czekam na odkrycie kolejnych zabawek.

2 w cenie 1

Zupełnie osobną sprawą jest w przypadku Medal of Honor multiplayer. I to dosłownie zupełnie osobną, bo EA LA tego trybu nie przygotowuje. To zadanie wydawca zlecił swoim specjalistom od sieciowego strzelania, szwedzkiemu studiu DICE (chłopaki od Battlefielda). Jakby tego było mało, wersja multi MoH jest szykowana na zupełnie innym silniku! EA LA korzysta do trybu single z Unreal Engine 3, zaś Szwedzi użyją swojego autorskiego Frostbite'a, znanego np. z Bad Company 2. Choć cała sytuacja jest nieco dziwna, gracze tylko na tym zyskają: ekipa z Los Angeles nie musi się rozpraszać, a na jakość gier DICE można liczyć.

Na moje pytanie, czy możemy oczekiwać trybu co-op, którego tak bardzo brakowało w MW2, Richard Farrelly odpowiedział rytualną i znienawidzoną przez dziennikarzy frazą: - Póki co nie mogę jeszcze nic powiedzieć na ten temat. Teoretycznie odpowiedź to żadna, ale zwykle stosowana wtedy, gdy coś jest na rzeczy. Gdyby twórcy w ogóle takiego rozwiązania nie przewidywali, usłyszałbym zapewne krótkie "nie". Jest więc nadzieja, że wreszcie będzie można cieszyć się fajnie uskryptowionymi akcjami wspólnie ze znajomymi.

Będzie zderzenie

EA dość sprytnie zaplanowało premierę Medal of Honor, ustalając termin na jesień. To oznacza, że idzie śmiało na kurs kolizyjny z nową odsłoną Call of Duty, która przygotowywana jest przez Treyarch (plotki głoszą, że tym razem akcja przeniesie się do niezmiennie pechowego dla gier Wietnamu). Nie jest to więc najwyższa możliwa półka, bo na tej póki co rozpycha się ekipa Infinity Ward. Ale że studio to w tym roku i tak nic nie wypuści, EA LA naprawdę ma duże szanse, by przywrócić Medal of Honor blask i tytuł najlepszego wojennego shootera na rynku. Dla graczy byłaby to bardzo dobra nowina.

CDA
Dowiedz się więcej na temat: modern | żołnierze | Entourage | Electronic Arts | honor | medal | Medal of Honor
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy