Mass Effect 3
Pora zakończyć kolejny ważny rozdział w historii ludzkości. Komandorze Shepard, proszę się przygotować do pańskiej najważniejszej misji!
Kto grał w poprzednie odsłony Mass Effecta, na trzecią odsłonę serii czekał pewnie z wypiekami na twarzy. I z obawami, czy "Elektronikom" uda się sprawnie zakończyć napoczętą lata temu trylogię o wojnie ludzi z potężnymi Żniwiarzami. Już teraz, na samym wstępie, mogę zdradzić, że swoje zadanie wykonali na piątkę z plusem.
Żeby nie było żadnej niespodzianki przed uruchomieniem gry (dla tych, którzy jeszcze tego nie zrobili), warto oznajmić jednoznacznie, że BioWare w trzeciej odsłonie cyklu poszli dalej w kierunku: "coraz więcej strzelania, coraz mniej erpegowania". Tym samym doprowadzili do tego, że Mass Effect 3 to nie RPG z elementami akcji, tylko liniowa, niedająca zbyt wiele swobody gra akcji, jedynie wzbogacona o "erpegowe" elementy. Jednak zrealizowana w sposób tak wyśmienity, że można jej wybaczyć absolutnie wszystko. Nawet to, że zerwała ze swoim rodowodem.
Gra rozpoczyna się na Ziemi, gdzie komandor Shepard tkwi wraz ze swoją Normandią. Kilka chwil po włączeniu zabawy rozpoczyna się atak Żniwiarzy, z którymi biedni ludzie nie mają szans. Komandor Shepard czym prędzej udaje się na kolejną, prawdopodobnie najważniejszą misję w swoim życiu. Będzie musiał poprosić o pomoc członków Rady Przymierza. Niestety, przekonanie obcych cywilizacji do przyjścia ze wsparciem nie będzie łatwe, a przestrzeń galaktyczna jest pełna Żniwiarzy. Ale jeśli Shepardowi się nie powiedzie, ludzkość prawdopodobnie przestanie istnieć.
Jeśli patrzeć na Mass Effecta 3 jak na grę akcji, jest to prawdopodobnie jedna z najciekawszych produkcji tego typu. Przygotowany przez BioWare scenariusz jest wyśmienity (tego można się było zresztą spodziewać). Co prawda, nasz wpływ na jego przebieg jest już stosunkowo niewielki, wszak twórcy postawili na liniowy, hollywodzki styl opowiadania historii. Wszystko zaczyna się od świetnie zrealizowanego wstępu (naprawdę, niektóre kinowe superprodukcje mogą się schować). Później gra nieco zwalnia, ale obiecuję, że zobaczycie jeszcze co najmniej kilka monumentalnych fragmentów. W tym zakończenie, które... Dobra, stop.
"Kinowości" grze dodają świetnie napisane i zrealizowane dialogi, które uproszczono, ale w wiadomym, postawionym jasno i wyraźnie celu. Teraz częściej mamy wrażenie oglądania hollywoodzkiej superprodukcji niż grania w grę wideo. Aby ten efekt dodatkowo spotęgować, zmarginalizowano rolę zadań pobocznych, wśród których częściej niż do tej pory zdarzają się questy banalne i mało interesujące. W Mass Effect 3 liczy się przede wszystkim wątek główny i robienie tego, co twórcy chcieli, abyśmy robili.
Walki przypominają to, co znamy z poprzedniej odsłony, ale BioWare jeszcze bardziej zdecydowanie poszło w kierunku Gears of War. Świetnie sprawuje się system osłon, poprawiono też ataki wręcz. Na pochwałę zasługuje sztuczna inteligencja przeciwników, którzy nieraz potrafią nas zaskoczyć - czy to zachodząc nas od boku, rzucając granat bądź wykorzystując którąś z mocy. Wśród wrogów można zauważyć nowe gatunki, w tym także nowych bossów, którzy jednak nie są zbyt oryginalni ani specjalnie wymagający. Sterowanie jest proste i nawet jeśli nie grałeś w poprzednie części trylogii, nie będziesz miał problemów z opanowaniem go.
Wyraźny akcent, jaki BioWare położyło na akcję, nie neguje całkowicie elementów RPG. One wciąż tutaj są. Jest system podziału klas, przypominający ten z poprzedniej części. Jest rozwój postaci, który wzbogacono o opcję wybrania jednej ze ścieżek rozwoju mocy. Jest też możliwość doboru i modyfikowania broni. Nie jest więc tak źle, jak mogłoby się wam wydawać. Nie jest to pełnoprawne RPG, ale "erpegowcy" znajdą tu coś dla siebie.
Ukończenie wciągającej po czubek hełmu kampanii zajmuje kilkanaście lub ponad dwadzieścia godzin, w zależności od tego, ile questów pobocznych wypełnimy. Po przejściu wątku głównego (albo jeszcze przed, jeśli chcemy poprawić swoje szanse na uratowanie Ziemi) możemy natomiast przejść do zabawy w trybie Galaktyczna Wojna, czyli w niczym innym, jak w zapowiadanym hucznie przez twórców multiplayerze. Opiera się on na opcji czteroosobowej kooperacji, w której wraz z innymi graczami toczymy boje ze Żniwiarzami, Cerberusem lub Gethami. Sami możemy się wcielić w reprezentantów różnych ras, takich jak Kroganie czy Salarianie. Sieciowa rozgrywka wciąga - potyczki są emocjonujące, a do dalszej zabawy motywuje system nagród, który premiuje nas punktami doświadczenia, medalami czy kredytami (te przeznaczamy na zakup dodatkowych niespodzianek).
Pod względem technologicznym w trzeciej części Mass Effecta nie doszło do żadnej rewolucji. Gra wygląda raptem nieco lepiej niż "dwójka", ale nadal prezentuje się bardzo aktualnie. To w dużej mierze zasługa nie lada kunsztu, jakim wykazali się artyści i projektanci. Potrafili oni, pomimo starzejącego się już silnika, przedstawić naszym oczom wspaniałe widoki, widowiskowe efekty specjalne czy fenomenalnie dobrane palety kolorów. A muzyka? Robi swoje. To znaczy genialnie podkreśla epickość wydarzeń, w których bierzemy udział.
Mass Effect 3 wkurzył mnie tak na dobrą sprawę tylko jedną rzeczą - czasem ładowania lokacji. Ten często przekracza normy przyzwoitości. Jednak nawet to nie potrafiło zniechęcić mnie do zabawy. Choć mamy dopiero marzec, mogę z pełnym przekonaniem stwierdzić, że (super)produkcja BioWare'u to jeden z kandydatów do tytułu gry roku. Na takie zakończenie trylogii liczyliśmy!
Plusy:
+ epicka fabuła (wyśmienite zakończenie trylogii)
+ hollywoodzka realizacja
+ śliczne lokacje
+ efektowne strzelaniny i walki
+ kapitalna muzyka i dialogi
Minusy:
- przydługie loadingi