Machinarium
Machinarium to produkcja, która trafia do oficjalnej dystrybucji w Polsce z półrocznym poślizgiem. Przeczytajcie, czy warto było czekać na tę... hm... nietypową przygodówkę.
Obok Machinarium ciężko przejść obojętnie. To gra urocza i nieziemska, zabawna i zaskakująca, w fantastyczny sposób budująca klimat, niezwykle sugestywna i oryginalna zarazem. Jak zresztą wszystkie produkcje niewielkiego czeskiego studia Amanita Design. Że co? Że nigdy nie słyszeliście tej nazwy? Nic straconego. Wystarczą odwiedziny na www.amanita-design.net i dowiecie się, że to niezależny deweloper, specjalizujący się w tego typu produkcjach. Amanita Design ma na koncie dwie części Samorostów i kilka innych gier utrzymanych w podobnym klimacie. Czym zatem jest Machinarium? Spieszę z odpowiedzią.
Najogólniej ujmując to udane połączenie przygodówki i gry logicznej, w której przed graczem postawiono szereg puzzli i łamigłówek do rozwiązania. Coś w stylu przedpotopowych Goblins, a nawet - do pewnego stopnia The Incredible Machine, czy nieco nowszego Neverhood. W Machinarium pokonujemy kolejne plansze/etapy po to, by dotrzeć do kolejnych. Gra opowiada o przygodach Josefa, niepozornego robocika o teleskopowych nogach, którego animujemy. Ten śmieszny bohater w początkowej sekwencji ląduje na wielkim wysypisku śmieci dziwnego miasta. Gdy uda się go już uruchomić, wyrusza w podróż po zwariowanej krainie pełnej skomplikowanych mechanizmów. Ma uratować metropolię, a przy okazji swoją "robocią" dziewczynę.
Jedyny poważny zarzut, jaki można postawić Machinarium, brzmi: "dlaczego tak mało?" Całą historię poznać można w kilka godzin. Rzecz jasna wiele zależy w tym wypadku od umiejętności percepcji i kojarzenia faktów, ale tak czy inaczej gra do długich się nie zalicza. W wypadku Machinarium najważniejsze są jednak klimat, nastrój i specyficzna wysmakowana oprawa, która chyba na wszystkich graczach robi wrażenie.
Machinarium: niespiesznie i zabawnie
Obsługa Machinarium jest banalnie prosta. To zapewne niewielu zdziwi, gdy dodam, że mamy do czynienia z produkcją... flashową. Do animowania robota używa się myszki. Niczym w klasycznych przygodówkach wskazujemy przedmioty ze świata gry, które bohater może podnosić. Wszelkie znajdźki Josef połyka! Są one gromadzone w nieograniczonej belce na górze ekranu. Stamtąd można je wyciągać, używać, łączyć z innymi. Jest więc pod wieloma względami jak w klasycznej przygodówce typu "point&click.
Dodatkowo Josef się rozciąga. Umożliwia mu to sięganie do miejsc i przedmiotów wyżej położonych. To co wyprawia Josef wprawiło mnie w przedni humor. Wyobraźcie sobie tylko kilka scen: robot huśtający się na rozwiniętym papierze toaletowym, zakładający na głowę słupek drogowy czy używający haka i żyrandola do wyrwania muszli klozetowej. Humor tej gry jest przedni. Przywodzi na myśl znane czeskie kreskówki (np. Sąsiedzi) i nie mniej kultowe gry (np. Monkey Island).
Poszczególne etapy w Machinarium nie są przepełnione przedmiotami. Przeciwnie. Tego, co można użyć lub zabrać jest niewiele. Ot kilka przedmiotów na lokację. Dajmy na to jakaś rura, klucz lub ręka robota. Najpierw jednak trzeba wpaść na pomysł, jak wszystko to poskładać do przysłowiowej kupy i wykorzystać. I tu wychodzi największa zaleta produkcji. W Machinarium gra się niespiesznie, powolnie, bez stresów. Ta gra nie wywiera presji i pozwala smakować każdy obraz, każdy detal otoczenia. Gracze wyćwiczenie w szybkim naciskaniu klawiszy, nie mają czego tu szukać.
Aby lepiej zobrazować poziom zagadek, posłużę się przykładem. W jednej z plansz Machinarium trzeba odwrócić uwagę strażnika. Ten strzela do tarczy z kulek, a przy tym kołysze się na krześle. Nasz robocik znajduje się pod stołem, przy którym siedzi strażnik.Trzeba najpierw chwycić krzesło (strażnik się przewróci), zabrać mu kulki (podejdzie do tarczy) i już można wyjść spod stołu za jego plecami. Jak widać, należy zgrać kilka czynności, aby osiągnąć zamierzony efekt. Niejako drugi typ zagadek stanowią puzzle. Jest ich dużo. Co i rusz trzeba przestawiać jakieś włączniki czy przesuwać klocki. Jest nawet miejsce, w którym na automacie(!) zagramy w swoistą odmianę Sokobana. Dla mnie bomba!
Grafika jak z sennych mar
Nie można pisać o Machinarium bez wpadania w zachwyt nad oprawą graficzną tej niewielkiej gierki. A ta jest przecudowna. Pod względem estetycznym gra Czechów z Amanita Design to majstersztyk. Świat Machinarium jest mroczny i utrzymany w ciemnych barwach. Przywodzi na myśl epokowe dzieła Kafki, Schultza, a nawet Lema. Autorzy czerpali zapewne inspiracje również z filmu i malarstwa. Bez trudu odnaleźć bowiem można nastrój "Miasta zaginionych dzieci", czy obrazów Gigera.
Rzeczywistość w Machinarium jest mocno industrialna. Na każdym kroku spotykamy jakieś maszynerie, roboty i wyrafinowane konstrukcje inżynieryjne. Wiele spośród elementów świata przedstawionego da się użyć oraz zmodyfikować. Zachwycają detale i animacje miniaturowych elementów. Nad bulgoczącą cieczą unoszą się muchy. Wejście do knajpy zdobi rozbłyskujący neon. Z rynny strumieniem wylewa się woda, która pięknie rozbryzguje się na parasolu. Takie drobiazgi nadają zabawie wyrafinowanego smaku.
Prawdziwą perełką stanowi również udźwiękowienie. Nie uświadczymy tu ścieżki dialogowej pełnej słynnych nazwisk. Postaci ze świata Machinarium mówią w charakterystyczny dla bohaterów niektórych kreskówek sposób. Produkują komunikaty w formie dziwnych dźwięków i pisków. Dodatkowo obrazują je dymkami wyjętymi żywcem z komiksów. W tle jednak bezustannie przygrywa sugestywna muzyka. Ma ambientowy charakter. Składa się z różnych plumkań, szeptów, postukiwań, syków oraz dźwięków wydawanych przez działające w lokacjach urządzenia. Muzyka jak w żadnej innej produkcji idealnie dopełnia przedstawiony świat. Komponuje się znakomicie z obrazem.
Finalna ocena produkcji zza naszej południowej granicy może być tylko wysoka. Pół punktu obniżam za to, że zabawa kończy się za szybko. Wysoka nota jest jednak w pełni zasłużona. W zalewie komercyjnych produkcji i przygodówek, które powielają kalki, niezależne Machinarium mieni się niczym diament w koronie. Zresztą wysokie noty w recenzjach mówią same za siebie. I teraz w końcu, po półrocznej obsuwie sami możemy przekonać się o jakości tej produkcji.