Kryzys w Korei to nie StarCraft

Koreańczycy kochają gry wideo, a w szczególności tę jedną - StarCrafta. Nawet gdy przychodzi do rozmów na tematy niezwykle poważne, bywają one porównywane właśnie do niej.

W ubiegłym tygodniu na półwyspie koreańskim wybuchł konflikt, który poruszył cały świat. Korea Północna ostrzelała wyspę Yeonpyeong, należącą do Korei Południowej. Ta druga nie zareagowała na ten atak zbyt zdecydowanie, tymczasem - według wielu mieszkańców i ekspertów - powinna. Dlaczego zachowano się tak, a nie inaczej, wytlumaczył minister obrony narodowej Korei Południowej, Kim Tae-Young.

Jak wyjaśnił na forum, zaistniała sytuacja to nie StarCraft. To znaczy - jest ona poważna i nie powinno się jej traktować tak, jak traktuje się Protossów czy Zergów, grając w ulubioną grę. Wymaga natomiast więcej rozsądku i powściągliwości.

Reklama

Niestety, porównania do StarCrafta nie uratowały pozycji Tae-Younga, który koniec końców został zdymisjonowania. Nie pomogły one także w uspokojeniu sytuacji na półwyspie, która wciąż jest napięta i nie daje nadziei na szybki oraz pozytywny finał.

Jednak dla nas, graczy, najważniejsze w tym wszystkim jest to, iż gra wideo potrafi w dzisiejszych czasach zakorzenić się tak mocno w kulturze, a nawet otrzeć się o politykę. Określenie, że StarCraft jest w Korei obiektem kultu, nie jest ani trochę przesadzone.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy