Koniec rynku używanych gier?
Amerykański Sąd Apelacyjny wydał wyrok, który odrzuca wcześniejszą decyzję sądu niższej instancji z 2008 roku, pozwalającą użytkownikom oprogramowania odsprzedawać swoją jego kopię. Może to zablokować handel używanymi grami!
W swojej decyzji Sąd Apelacyjny bazuje na zapisach licencji towarzyszących większości sprzedawanych na świecie programów (w tym gier). To tzw. EULA, czyli End User License Agreement, na którą wyrażamy zgodę za każdym razem, gdy kupujemy grę - na PC trzeba ją potwierdzić przy instalacji, na konsolach jest ona umieszczana w instrukcji.
Zgodnie z nimi oprogramowanie nie jest nam sprzedawane, a jedynie licencjonowane, a licencja ta wprost ogranicza możliwość dalszego sprzedawania takiego oprogramowania (a raczej licencji na nie).
Przewodzący sądowi Richard A. Jones, mówi, że sposób wnioskowania był prosty: "Najpierw przyjrzeliśmy się temu, czy posiadacz praw autorskich wyraża wprost, że użytkownik oprogramowania otrzymuje licencję. Potem sprawdziliśmy, czy treść licencji ogranicza możliwości transferowania oprogramowania".
Sprawa, która rozpoczęła się od sprzedaży programu AutoCAD na eBay-u, doszła więc do punktu, w którym może zagrozić legalności sprzedaży używanego oprogramowania. Większość gier jest sprzedawanych z EULA, wydawcy mogą więc oprzeć się o wyrok sądu i wyegzekwować ograniczenie możliwości odsprzedawania gier czy przekazywania ich na wymianę.
Oczywiście przede wszystkim dotyczyć to będzie rynku amerykańskiego (i np. sieci GameStop, która zarabia krocie na handlu "używkami"), ale tamtejsze regulacje mogą stać się dla dystrybutorów inspiracją do forsowania "swoich" praw również w Europie.