James Bond 007: Blood Stone
Oj, już dawno nie było Bonda ani na komputerach, ani na konsolach. Ale ostatnich miesięcy Agent 007 wcale nie zmarnował. Przygotowywał się bowiem do udziału w grze, która może być jedną z najlepszych z jego udziałem.
Mój optymizm może nie znajdować pokrycia w rzeczywistości, bo o James Bond 007: Blood Stone nie wiemy jeszcze przecież zbyt wiele (grę w akcji zaprezentowano po raz pierwszy dopiero kilka tygodni temu), niemniej po tym, co dotychczas na jego temat usłyszałem, mogę przypuszczać, iż będzie to produkcja przynajmniej dobra. A niewątpliwie ma potencjał do tego, by stać się prawdziwym przebojem.
Jednym z argumentów, na którym mogę oprzeć swoją wiarę, jest fakt, że James Bond 007: Blood Stone nie nawiązuje do żadnego filmu z Agentem 007. To całkiem nowa historia, tworzona specjalnie z myślą o graczach. Znika więc obawa, że twórcy przygotowują jedynie dopełnienie kinowej produkcji, które sprzeda się niezależnie od jakości. Tym razem wirtualny Bond musi umieć sprzedać się sam, bez pomocy wytwórni filmowej.
Bez obaw, fabuła nie jest oparta na żadnym filmie, ale widowiskowością dorównuje tym najlepszym z całej serii o Agencie 007. Jedna z tajemnych organizacji, w wyniku międzynarodowego spisku, wchodzi w posiadanie brytyjskiej broni biologiczno-chemicznej. Brytyjczycy nie mogą spać spokojnie, ale od czego mają Bonda, prawda? Będzie on musiał rozpracować szajkę, a w tym celu zwiedzi takie miejsca, jak Ateny, Istambuł, Monako czy Bangkok.
Na pierwszy rzut oka i ucha jest ciekawie, a dalej powinno być jeszcze lepiej. Odpowiednią jakość scenariusza gwarantuje zaangażowanie do jego napisania samego Bruce'a Feirsteina, autora fabuł do trzech hitowych filmów o Bondzie: "Golden Eye", "Jutro nie umiera nigdy" oraz "Świat to za mało".
Z rozmachem przygotowano nie tylko fabułę, ale i całą resztę. Bond, którego spotkasz w grze, zostanie opracowany na wzór obecnego, prawdziwego Bonda, czyli Daniela Craiga - będzie wyglądał jak on i przemówi jego głosem. Natomiast w sesjach motion capture wziął udział Ben Cooke, kaskader i dubler Craita na planach filmowych. W grze posłuchamy także znanej z filmów Judi Dench, która wspomoże Bonda swoją wiedzą w trakcie misji. To jednak podobno nie koniec znanych twarzy.
Wisienką na torcie będzie piosenkarka Joss Stone, która użyczy głosu towarzyszce Bonda (kim byłby Agent 007, gdyby nie jego kobiety?), Nicole Hunter. Poza tym zaśpiewała ona na potrzeby gry piosenkę "I'll take it all", napisaną przez Dave'a Stewarta z Eurythmics. To się nazywa rozmach!
No dobrze, rozmach rozmachem, ale czym tak w ogóle James Bond 007: Blood Stone jest? To gra akcji z elementami skradania się w perspektywie trzecioosobowej. Autorzy wymieszali to, co znamy z różnych gatunków - będziesz chował się i strzelał zza osłon, bił się z przeciwnikami, wspinał się, uciekał, jeździł samochodami (licencjonowanymi, takimi jak Aston Martin DB9 czy Koenigsegg CCX), a nawet rozwiązywał łamigłówki (raczej proste).
Twórcy wykorzystali także popularny patent, znany z takich tytułów, jak Max Payne czy Red Dead Redemption, a mianowicie spowalnianie czasu. Oczywiście będzie ono limitowane - aby móc z niego korzystać, będziesz musiał zdobywać punkty, które będziesz otrzymywał za egzekucje wrogów.
Bez wątpienia zapowiada się mieszanka wybuchowa. James Bond 007: Blood Stone to już dwudziesta trzecia gra z Jamesem Bondem - i ma całkiem spore szanse na to, żeby być tą najlepszą. Nie chcę już teraz wydawać wyroków, bo jest na to zdecydowanie za wcześnie (premiera dopiero w przyszłym roku), lecz Agent 007 - wraz ze swoją dziewczyną, Nicole Hunter - wygląda na tym etapie niezwykle dobrze.