Gry wideo NIE powodują krzywicy
Brytyjscy naukowcy obalają jeden z najnowszych i niezbyt pozytywnych "mitów" na temat gier i grania w ogóle. Tak, to prawda - granie NIE powoduje krzywicy.
Przynajmniej nie samo, a przy udziale wielu innych czynników...
Drobne zamieszanie, które doprowadziło do powiązania krzywicy (choroby kości powodującej zaburzenia w rozwoju układu kostnego) z grami powstało po opublikowaniu w British Media Journal pracy naukowej autorstwa profesora Simona Pearca i doktora Tima Cheethama. Dowiedli oni, iż zanotowany wzrost liczby przypadków krzywicy związany jest z niedoborem witaminy D. "W dzisiejszych czasach przeciętny pracownik spędza czas w call center, nie na zewnątrz, na dworze. Ludzie częściej przebywają w domu zamiast wyjść z niego, by pograć w piłkę. Zostają w domu i grają w gry" - stwierdził prof. Pearce.
A że słowo 'gry' i 'choroba' użyte w zbyt bliskiej odległości od siebie to doskonała pożywka dla niektórych mediów, dość szybko podniesiono alarm smarując krzykliwe tytuły w stylu "Granie w gry wideo prowadzi do wzrostu zachorowań na krzywicę" w Anglii, a na naszym podwórku "Groźna choroba znowu atakuje dzieci - winna jest tv", w którym grom też się oczywiście dostało...
Po artykule w brytyjskim Metro dr Cheetham sprostował: "Rozumiem, że Metro napisało, iż powiązaliśmy komputery z krzywicą, podczas gdy w rzeczywistości twierdzimy, że ryzyko niedoboru witaminy D jest spowodowane brakiem aktywności na świeżym powietrzu". Prof. Pearce także dorzucił krótki komentarz w sprawie: "Przeciętny wiek dziecka z krzywicą to około 20 miesięcy. Za mało, by używać klawiatury i myszki!".
Przyznać jednak należy, że polskie serwisy internetowe nie pokusiły się o nagonkę na gry, a wymieniły je jako jeden z elementów układanki, który może prowadzić do niedoboru witaminy D. A brytyjskie Metro? Cóż, spuśćmy na to zasłonę milczenia, żeby nie psuć sobie krwi...