Game of Thrones: Seven Kingdoms

Świat z książki "Gra o tron" nie był znany graczom stroniącym od literatury, dopóki nie powstał osadzony w nim, głośny serial.

To on wywołał lawinę gier wideo w uniwersum opracowanym przez George'a R.R. Martina.

Do tej pory gracze mogli się zapoznać z RPG-iem akcji oraz RTS-em, a pod koniec tego roku dołączy do nich MMORPG. Nie należy się spodziewać pogromcy World of Warcraft, ale ci, którzy czytali bądź oglądali "Grę o tron", z pewnością będą zainteresowani. A są co najmniej setki tysięcy. Czego mogą się spodziewać po Game of Thrones: Seven Kingdoms?

Nad Game of Thrones: Seven Kingdoms pracuje nie byle kto, bo Artplant oraz Bigpoint. Ta pierwsza nazwa niekoniecznie będzie wam znana, ale drugie studio powinniście kojarzyć z tak znanych gier przeglądarkowych, jak Drakensang Online bądź Dark Orbit. Oba zespoły współpracowały już ze sobą, czego efektem była Battlestar Galactica Online. Poza tym twórcy mają nie tylko licencję, ale i wsparcie samego producenta serialowej "Gry o tron" - HBO. Na etapie produkcji mogą liczyć także na sugestie ze strony samego George'a R.R. Martina. Warunki do pracy doskonałe, można by rzec.

Reklama

Scenariusz Game of Thrones: Seven Kingdoms rozegra się w okresie pierwszego sezonu serialu. W grze zobaczymy świat George'a R.R. Martina w wersji znanej z telewizyjnego przeboju. Spotkamy nawet niektórych jego bohaterów (niestety w żadnego z nich nie będzie nam dane się wcielić). Produkcja ukaże wojnę pomiędzy trzema rodami: Lannisterami, Starkami i Baratheonami. Po stronie jednego z nich będziemy się musieli opowiedzieć (później będzie można zmienić preferencje). Z czasem liczba rodów ma wzrosnąć aż do dziewięciu. Reprezentanci każdego z nich będą nie tylko inaczej wyglądać, ale również dysponować odmiennymi umiejętnościami. Oczywiście nie obędzie się bez robienia polityki - ci gracze, którzy będą w tym najlepsi, staną na czele rodów.

Twórcy opracowują ogromny, otwarty świat, rozciągający się od Lodowego Muru na północy aż do Przylądka Dome na południu. Gracze mają zostać obdarzeni niemal nieograniczoną wolnością w jego eksploracji. Podobnie ma być z rozwojem postaci, który nie będzie wymagał od nas żadnych wiążących decyzji już na samym początku (takich jak wybór ograniczonej klasy). W trakcie rozgrywki kierunek rozwoju będzie można dowolnie zmieniać. Rozwijać będzie można nie tylko bohatera (wyglądającego tak jak sobie tego zażyczymy), ale również jego broń.

Choć gra ma być mniej brutalna niż serial, należy się w niej spodziewać ogromu walk. Te mają mieć zręcznościowy charakter - do ich obsługi wykorzystamy zestaw klawiatura plus myszka. Walczyć będzie można na nogach lub na grzbiecie wierzchowca, który przyda nam się oczywiście również do przemierzania świata gry. Autorzy kładą nacisk na pojedynki PvP, czyli graczy z graczami, połączonych w ugrupowania. Nie zabraknie walk PvE, a więc graczy z potworami kierowanymi przez sztuczną inteligencją, ale mają one zejść na drugi plan.

Mieliśmy już dwie wirtualne produkcje na podstawie "Gry o tron", ale żadna z nich nie zaspokoiła naszych apetytów. Czy Game of Thrones: Seven Kingdoms będzie od nich lepsza? Trudno prorokować, mając nawet szklaną kulę. Lepiej poczekać do premiery, czyli do tegorocznej Gwiazdki. Albo chociaż do beta-testów, które mają ruszyć jesienią.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama