Dead Island: Riptide
Jedna z najlepiej sprzedających się - a może nawet najlepiej sprzedająca się - spośród polskich gier, Dead Island, doczeka się kontynuacji. Nie będzie to jednak (przynajmniej póki co) sequel.
Techland nie jest jeszcze najwyraźniej gotowy, by zapowiedzieć Dead Island 2. Ale jednocześnie szefowie i marketingowcy studia widzą, że jest popyt na gry o zombie, a Dead Island to już znana nie tylko w Polsce marka, którą należy - w myśl zasady: "kuj żelazo, póki gorące" - czym prędzej eksploatować. Stąd zapowiedź czegoś pomiędzy sequelem a dodatkiem - Dead Island: Riptide.
Gra opowie dalszy ciąg czwórki postaci znanych z pierwszej części Dead Island. Jak wiedzą ci, którzy ją ukończyli, nasi dzielni bohaterowie uciekli z wyspy, na której rozgrywała się krwawa masakra z zombiakami. Niestety, ktoś "na górze" ewidentnie się na nich uwziął, ponieważ niedługo po odpłynięciu na pokładzie statku rozbili się oni u brzegów innej wyspy tego samego archipelagu. I szybko przekonali się, że ją też opanowały hordy bestii.
Warto nadmienić, że do Dead Island: Riptide będziemy mogli zaimportować postacie rozwinięte w pierwowzorze. Tutaj będziemy je mogli dalej rozwijać, wykorzystując nowe, bardziej złożone drzewka umiejętności. Poza tym na wyspie napotkamy na nowe typy przeciwników oraz na nowe rodzaje broni. Autorzy szykują też szereg poprawek (oj, a mieli co poprawiać), ale po przeczytaniu i zobaczeniu pierwszych materiałów o grze trudno uniknąć wrażenia, że mamy do czynienia z typowym odgrzewanym kotletem.
Na przykład wyspa, na której rozegra się akcja Dead Island: Riptide, nie różni się znacząco od tej z pierwowzoru. Owszem, jest na niej więcej podmokłych terenów (przez co częściej będziemy korzystać z łodzi niż samochodu), ale na tym praktycznie różnice się kończą. Wciąż będziemy chodzić/biegać/zakradać się po gęsto zalesionych dżunglach, z pewnymi śladami cywilizacji, takimi jak wrak samolotu czy zamieszkała przez ludzi osada. Bohaterowie gry wyglądają tak samo, poruszają się tak samo i w znacznej mierze robią to samo, co do tej pory. Wrażenie deja vu będzie tu prawdopodobnie dość częste.
Techland stara się jednak w jakiś sposób rozgrywkę w Dead Island: Riptide urozmaicić. W grze pojawią się na przykład etapy, na których będziemy musieli bronić ściśle określoną pozycję, np. w kościele na bagnach. Naszym zadaniem będzie nie tylko wybijanie zombiaków jeden po drugim, ale także zbieranie surowców do poprawy walorów obronnych naszej fortyfikacji - min, ogrodzeń, a nawet działek. Jak widzicie, coś zupełnie nowego (poza nowymi odmianami siekier czy pistoletów) w Dead Island: Riptide znajdziemy, ale czy to wystarczy?
Dead Island: Riptide można podsumować bardzo krótko. Jeśli skończyliście pierwsze Dead Island i nie mieliście dość, powinniście kupić Riptide - dostaniecie więcej tego samego (podobno na jakieś 20 godzin). Jeśli jednak liczycie na jakąś rewolucję albo chociaż znaczącą ewolucję, raczej nie będziecie usatysfakcjonowani. Riptide wygląda bowiem bardziej jak dodatek do Dead Island niż jak pełnoprawna gra.