Co nas bawi w zabijaniu diablików?

Miliony graczy spędziły w sumie przy pierwszej i drugiej części Diablo miliardy godzin. Teraz, po premierze "trójki", historia pewnie się powtórzy. Wszyscy przepadniemy. Dlaczego? Co tak naprawdę sprawia, że przy Diablo można spędzać wieki?

Jest wiele wciągających gier, ale Diablo przekracza wszelkie normy przyzwoitości, jeśli chodzi o przykuwanie graczy do monitora. Koreańczycy potrafią spędzać przy nim całe dnie, nie wyściubiając nawet nosa z kawiarenki internetowej. Sprawa nie dotyczy jednak tylko ich...

W Diablo gra się wszędzie, na każdej wysokości i szerokości graficznej. I gra się bez końca. Co ma takiego Diablo, czego nie ma większość gier, że to akurat jemu poświęcamy tak dużą część naszych (potępionych) żyć?

Pierwsze i chyba najtrafniejsze podejrzenie pada na doskonałą konstrukcję gry. Blizzard wyśmienicie zbalansował wszystkie elementy - eksplorację, walkę, zdobywanie przedmiotów, rozwój postaci, wykonywanie zadań. Zostały one wymieszane w diabelsko dobrych proporcjach. Wiemy, że po każdej walce dostaniemy coś fajnego - często poza punktami doświadczenia będzie to trochę złota albo jakiś przedmiot (mniej lub bardziej wartościowy). Punkty doświadczenia możemy zamienić na lepsze charakterystyki postaci, a złoto na nowy miecz lub zbroję. Czym lepsze mamy charakterystyki i lepszy ekwipunek, tym z lepszymi przeciwnikami możemy się zmierzyć. A ci z kolei dadzą nam jeszcze więcej punktów doświadczenia i jeszcze cenniejszą zdobycz. I spirala się nakręca...

Reklama

Pomiędzy tym wszystkim jest jeszcze oczywiście ciekawa fabuła i questy - rozległe, niełatwe, ale z czyhającą na końcu nagrodą. Jak widać, motyw nagradzania przewija się w Diablo na każdym kroku. Z punktu widzenia psychologicznego jest to szalenie uzależniające. Niemal jak kasyno, w którym też raz po raz dostajemy jakieś nagrody, jesteśmy mamieni, aż w końcu - bęc! - przegrywamy wszystko. Diablo nie jest na szczęście aż tak drastyczne, choć możemy w nim zginąć.

Kampania dla pojedynczego gracza to nie wszystko. Naturalnie dochodzi do niej jeszcze Battle.net i tryb multiplayer, w którym mieszanka wspomnianych wyżej pięciu elementów (eksploracja, walka, zdobywanie przedmiotów, rozwój postaci i wykonywanie zadań) zaczyna działać ze zdwojoną siłą. Dlaczego? W grze pojawiają się dodatkowe emocje, związane z występowaniem na jednej arenie graczy z najróżniejszych krajów. Możemy z nimi wspólnie udawać się na wyprawy, zwalczać diabliki, wykonywać questy, wymieniać się ekwipunkiem etc. Dochodzi więc element społecznościowy. Niektórzy nazywają go efektem Facebooka.

Oczywiście do tego wszystkiego dochodzą jeszcze mniej istotne kwestie (choć dla niektórych pewnie równie ważne, co te wymienione wyżej), takie jak chociażby klimat. Diablo potrafi trzymać przez długie godziny przed komputerem (a w przyszłości może także przed konsolą?) także dlatego, że ma doskonale wykreowany świat z niepowtarzalną atmosferą. Człowiek, który zamyka się wieczorem sam w pokoju i odpala grę, zostaje do niego wciągnięty niemalże siłą.

Każdy z was pewnie dorzuci do tego wszystkiego swoje trzy grosze. Każdego w Diablo pociąga coś innego albo to samo, tylko w innych proporcjach. Jeden uwielbia grać samemu i poznawać świat, drugi woli pobawić się z innymi i wspólnie z nimi pokonywać bossów. Warianty są różne. Niezależnie od tego, kto jaki woli, większość z nas pewnie już albo kupiła własny egzemplarz Diablo III, albo zaopatrzy się w niego lada moment. A że cena wysoka? Co tam, takie gry zdarzają się tylko raz na dwanaście lat...

Diablo III: Blizzard przeprasza za...

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy