Ciekawy pomysł na reklamę

Bulletstorm to, nie oszukujmy się, gra bardzo brutalna, a krwawe egzekucje to jeden z jej głównych "ficzerów". Nikt by się więc nie zdziwił, gdyby w niektórych krajach zażądano od twórców ocenzurowania ich dzieła.

Jak jednak zdradza Adrian Chmielarz, na razie nikt o to nie prosił.

W rozmowie z serwisem CVG prezes rodzimego People Can Fly, Adrian Chmielarz, zażartował, że Bulletstorm mógłby być reklamowany, jako gra "zakazana w kilku krajach". Mimo to na razie nikt nie poprosił Polaków o ocenzurowanie ich produkcji. Nawet restrykcyjni pod tym względem Niemcy.

"Naprawdę nie jesteśmy zainteresowani stworzeniem gry, która traktowałaby o bardzo poważnym, realistycznym zabijaniu, które mogłoby po prostu zdegustować graczy. Bardziej wolimy brutalność w stylu Tarantino, gdzie jest ona wyeksponowana i nie można robić nic innego, jak po prostu się z niej śmiać. To zwariowana przemoc" - tłumaczy Chmielarz. "Szczęśliwie dla nas, nie zostaliśmy jeszcze poproszeni przez nikogo, by złagodzić tę brutalność. To gra dla dorosłych i mam nadzieję, że ludzie pojmą, iż postacie, które widzą na ekranie nie są prawdziwe" - dodaje.

Reklama

"Oczywiście zastosujemy takie rzeczy, jak filtr językowy, więc jeśli będziecie chcieli, to będziecie mogli go włączyć. Czy dzięki temu wydamy Bulletstorma w Niemczech? Nie mam pojęcia. Ale pracujemy nad tym" - obiecuje Chmielarz. "Jeśli się nam uda, będzie niesamowicie. Chcemy dać tę grę niemieckim graczom, gdyż jest to duży rynek pecetowy. Ale jeśli nie będziemy mogli? cóż, zawsze pozostaje Amazon" - żartuje nasz "polski John Carmack".

CDA
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy