Call of Juarez: Gunslinger
Eksperymenty nie zawsze się opłacają. Przekonało się o tym studio Techland, które - wydając Call of Juarez: The Cartel - zraziło do swojej najpopularniejszej serii tysiące graczy.
W Call of Juarez: The Cartel nie spodobało się to, że akcję przeniesiono z Dzikiego Zachodu (znak rozpoznawczy serii) do współczesności, ale nie tylko. Gra była po prostu kiepska - o ile jeszcze fabuła mogła zaciekawić, to już rozgrywka sama w sobie pozostawiała wiele do życzenia. Niemniej w pamięci graczy jako symbol tej wpadki Techlandu zapisało się właśnie przeniesienie akcji do czasów bieżących. Na szczęście wrocławskie studio szybko wycofało się z tego pomysłu. Kolejna odsłona serii - Call of Juarez: Gunslinger - przeniesie nas z powrotem na Dziki Zachód. Prawdziwy, z krwi i kości, choć z przymrużeniem oka.
W Call of Duty: Gunslinger wcielimy się w znanego wszem i wobec kowboja, który siada pewnego wieczoru w saloonie i zaczyna snuć swoją opowieść. Oczywiście to my ją przeżyjemy, przeżywając po drodze całe mnóstwo typowo westernowych przygód, jak również poznając legendy Dzikiego Zachodu, takie jak Butch Cassidy czy Billy Kid. Autorzy nie zamierzają jednak przytaczać doskonale znanych historii - zamiast tego opowiedzą własną wersję, w której np. Billy Kid okaże się nie być wcale takim ciemnym typem, jak go powszechnie malują. Poza tym, że znanych rewolwerowców poznamy osobiście, to będziemy mogli o nich sporo poczytać w zbieranych tu i ówdzie notkach.
Cała historia ma zostać opowiedziana z przymrużeniem oka. Główny bohater, zamroczony alkoholem i przepełniony ochotą zaimponowania otaczającym go bywalcom saloonu, będzie opowieści przerysowywał i przeinaczał, czego będziemy naocznymi i "nausznymi" świadkami. Autorów interesuje przede wszystkim dobra zabawa i ciekawa historia - realizm zejdzie tu na drugi, a może i trzeci plan. Aby podkreślić niezbyt poważny charakter produkcji, zostanie ona zrealizowana w sposób nieco komiksowy, czego głównym objawem będzie grafika - aż przesycona barwami i z nadanym efektem lekkiego cel-shadingu (choć bez przesady, to nie drugie Borderlands).
Chlebem powszednim w Call of Juarez: Gunslinger będą strzelaniny, w których stawimy czoła najróżniejszym przeciwnikom, których mamy spotkać od ośmiu do być może nawet dwunastu rodzajów. W pojedynkach wykorzystamy charakterystyczne zdolności, znane z poprzednich części serii. Mowa tu na przykład o spowalnianiu czasu. Poza tym dojdzie zupełnie nowa umiejętność - Sense of Death. Za jej pomocą będziemy mogli uniknąć śmierci, uchylając się przed ostatnią kulą i wykańczając tego, który ośmielił się ją wystrzelić. Ciekawe, choć czy aby nie ułatwi zbytnio zabawy? Pewnie nie, pod warunkiem, że możliwość korzystania z tej umiejętności będzie odpowiednio ograniczona.
Poza tym widać w Call of Juarez: Gunslinger inspiracje inną polską produkcją, Bulletstormem. Podczas strzelanin będziemy mogli trafiać przeciwników na różne sposoby (ot, choćby popularne headshoty), co będzie premiowane punktami. Te z kolei pozwolą nam awansować na kolejne poziomy i zdobywać umiejętności należące do trzech odmiennych kategorii: Gunslinger (zdolności strzeleckie), Ranger (daleki zasięg) oraz Trapper (bliski zasięg).
Call of Juarez: Gunslinger zostanie wydany wyłącznie w formie cyfrowej i w takiej będzie dostępny zarówno na pecetach, jak i na konsolach. Autorzy obiecują, że ograniczenie dystrybucji do Steama, XBL-a i PSN-u nie niesie za sobą żadnych ograniczeń. Gra ma być tak duża, jak poprzedniczki. I jeszcze ciekawsza. Iiihaaa!