Call of Duty: Black Ops wzbudza kontrowersje

Wokół gier wojennych chyba najczęściej roztaczają się wszelkiego rodzaju kontrowersje i napięte dyskusje. Teraz znowu na tapecie znalazło się Call of Duty.

Call of Duty: Modern Warfare 2 zaskoczyło wszystkich misją, w której zabijaliśmy dziesiątki cywilów na lotnisku. Jesienią z kolei Electronic Arts musiało walczyć z przeciwnikami umieszczania Talibów w Medal of Honor. A teraz na celowniku znowu znalazło się Call of Duty, tylko że to najnowsze - Black Ops.

Stacji sportowej ESPN nie spodobała się jedna z reklamówek gry - ta, w której występuje Kobe Bryant. Mają pretensje, że ten strzela z karabinu, uśmiechając się przy tym, podczas gdy setki amerykańskich żołnierzy strzelają naprawdę, w czasie walki.

Reklama

Co na to Activision? "Wszystkie kontrowersje wokół udziału Bryanta w tym przedsięwzięciu uważam za hipokryzję. Te same telewizje, które mają teraz jakieś zastrzeżenia co do tego spotu, nie miały wcześniej żadnych problemów z przyjęciem pieniędzy za jego emisję. Wielu ludzi wciąż nie myśli o grach jako o normalnym źródle rozrywki. Ciekawe, czy podobne kontrowersje miałyby miejsce, gdyby Kobe Bryant i Jimmy Kimmel pojawili się na przykład w nowym filmie na podstawie książki Toma Clancy'ego" - odpowiedział na zarzuty Eric Hirshberg.

A my się zastanawiamy, co będzie, jeśli wojny nigdy się nie skończą? Przestaniemy grać w gry wideo i chodzić do kina, a biorąc do ręki karabin- zabawkę, kupiony synowi pod choinkę, będziemy mu go musieli dawać z pełną powagą, myśląc i roniąc łzę za tych, którzy zginęli na prawdziwym polu walki? No, już na pewno nie zapakujemy go w kolorowe pudełko...

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Call of Duty
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy