Call of Duty: Black Ops

W pewnym momencie wydawało się, że losy serii Call of Duty nie potoczą się w najlepszym kierunku. Po fali zwolnień w zespole Infinity Ward i odejściu dwóch współzałożycieli sytuacja nie była zbyt kolorowa. No i co z tego wyszło?

Nagłe tornado, po którym zapowiedziano - nadchodzą trzy nowe gry z cyklu!

Jedną z nich jest Call of Duty: Black Ops. I to, można powiedzieć, tą najważniejszą, bo będącą pełnoprawną kontynuacją głównej serii (a nie "podserii" Modern Warfare, która - swoją drogą - również doczeka się sequela). Tworzy ją zespół Treyarch - ten sam, który stworzył kilka poprzednich odsłon, takich jak Call of Duty 2 i 3 czy World at War. To raczej dobrze wróży grze, bo panowie naprawdę znają się na rzeczy (średnia ocen ich COD-ów w serwisie GameRankings nie zeszła poniżej 80%).

Reklama

Ale przechodząc do konkretów...

Call of Duty: Black Ops rozegra się w czasie zimnej wojny. Wcielimy się przynajmniej w dwójkę różnych żołnierzy, będących członkami elitarnej amerykańskiej jednostki SOG, i zostaniemy wysłani na operacje w różne miejsca świata. Na pewno przyjdzie nam zwiedzić Wietnam, Związek Radziecki (a dokładnie Ural), Laos i Kubę. Oznacza to ni mniej, ni więcej tyle, że będzie bardzo różnorodnie.

Twórcy chwalą się, że tak naprawdę nie tworzą jednej gry, a trzy. Nad Call of Duty: Black Ops pracują symultanicznie trzy zespoły - jeden opracowuje kampanię dla pojedynczego gracza, drugi robi co-opa, a trzeci zajmuje się multiplayerem. Łącznie przy biurkach siedzi ponad dwieście osób!

W kampanii dla pojedynczego gracza możemy się spodziewać trzęsienia ziemi. Ogólnie całość będzie o wiele efektowniejsza i bardziej różnorodna niż do tej pory (wyobrażacie to sobie?!). Misje nie będą kopiami tych znanych z poprzednich części czy innych gier, ale czymś zupełnie nowym.

Jak na razie jedną z głośniejszych misji jest ta, w której zasiądziemy za sterami helikopteru (w ogóle w grze ma być więcej pojazdów) i przeprowadzimy atak na wietnamskie wojska z powietrza. Poza tym pojawi się pomijana do tej pory możliwość pływania, która oczywiście zostanie odpowiednio wykorzystana przez projektantów - na jednym z etapów będziemy się przekradali, nurkując w rzece. Będzie także znane już choćby z Modern Warfare 2 zjeżdżanie i zsuwanie się na linie, ale tym razem będziemy mieli większy wpływ na to, gdzie poleci nasz bohater.

Właśnie, a propos głównych bohaterów - wreszcie przemówią! W Call of Duty: Black Ops nie będą już niemowami, grzecznie przysłuchującymi się rozmowom swoich kompanów. Teraz sami przemówią - czasem komentują temat napoczęty przez innych członków drużyny, czasem sami jakiś rozpoczną. Koniec z bezbarwnymi żołnierzami!

O trybie kooperacji nie wiadomo na razie nic. Wiemy tylko tyle, że będzie się mogło w nim bawić do czterech graczy naraz. Odrobinę (ale tylko odrobinę) więcej powiedziano na temat multiplayera.

W opcji wieloosobowej pojawi się na pewno to, co znamy do tej pory - czyli zdobywanie punktów doświadczenia i perków czy personalizacja bohatera. Ale już np. owa personalizacja tym razem będzie o wiele bardziej rozbudowana i nasz żołnierz będzie mógł być naprawdę wyjątkowy pod względem wyglądu (przynajmniej mamy taką nadzieję).

I to, co najważniejsze - pecetowcy grający w Call of Duty: Black Ops będą się mogli cieszyć serwerami dedykowanymi (ich brak w przypadku Modern Warfare 2 był przyczynkiem gorącej dysputy). Poza tym autorzy zapowiadają szybszy matchmaking, więc możemy się spodziewać najlepszego.

Ogólnie po całym Call of Duty: Black Ops powinniśmy się spodziewać samych dobrych rzeczy. Niektórzy powiedzą, że to komercyjna papka na kilka godzin (licząc wyłącznie singla, ale przecież dostaniemy poza nim praktycznie dwie odrębne gry w postaci co-opa i multi), ale to nie zmienia faktu, że zapowiada nam się ogrom wojennej akcji w najlepszym wydaniu. Premiera - 9 listopada; na PC, X360 i PS3.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: modern | Call of Duty
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy