Bulletstorm - strzał za 100 punktów?

Bulletstorm. Gra tworzona przez People Can Fly - Polaków odpowiedzialnych między innymi za Painkillera i konwersję Gears of War na pecety. Czy pobije sprzedaż Wiedźmina i drugiej części Call of Juarez?

Adrian Chmielarz, producent gry Bulletstorm, mówi, że Epic jest zainteresowany tylko i wyłącznie pierwszym miejscem. Będzie hit? Wiele na to wskazuje!

Ile punktów wystrzelisz?

Bulletstorm to gra, która cię zaskoczy: tutaj zabijasz w rytm punktów. Standardowo za utrącony łepek dostajesz ich okrągłe 10. Wystarczy jednak, że przed egzekucją podetniesz delikwenta wysyłając go zwinnym ruchem w powietrze i tam wykończysz, to licznik już pokaże ich sporo więcej. Radosne, nie?

Ale ale - jaki jest pretekst tej licytacji? Cóż, historia tutaj nie jest zbyt oryginalna. W skrócie: jesteś twardzielem, który pracował dla przełożonego, ten zaś - delikatnie rzecz ujmując - cukierkami dzieci nie zwykł obdarowywać. Nie spodobało ci się to i dałeś sobie spokój z taką fuchą. Jakiś czas później spotykacie się w kosmosie, na orbicie planety Stygia. Ty masz myśliwiec, tamten - niszczyciel. Przekichane? Owszem, ale twoja salwa fuksem trafia w silniki kolosa i obaj spadacie. Nie jest to nazbyt oryginalne, fakt - tym niemniej w zupełności wystarcza.

Reklama

Bulletstorm to historia, do której pasuje słowo "pulpa". Taki zbitek, wymemłana treść (żołądkowa?), wszystko i nic. Niby banał, który jednak wciąga, kipi zawartością, przygodą, bez zbędnego wydumania daje pretekst, darując sobie wdawanie się w szczegóły, logiczne podłoże, podstawy do opowiedzenia historii pewnego gościa na pewnej planecie. Tak przynajmniej widzi to Adrian Chmielarz. Bulletstorm to gra, która czerpie inspirację zewsząd. Mamy więc naszego komandosa i jego kompana cyborga. Do tego gdzieś obok kręci się ładne dziewczę. Wszyscy lądują na planecie opanowanej przez zdziczałe gangi i mięsożerną roślinność. Tyle historii i teorii. A jak to wygląda?

Młyn! Radosne, pchające do szukania nowych sposobów na egzekucję strzelanie... i nie tylko! Prócz strzelania możesz tutaj kopać, bić czymś w rodzaju energetycznego bicza. Kierować na kulki zawierające zielony gaz, który powoduje szaleństwo. W końcu - popychać pod paszcze roślinek, przy których nasze muchożerne rosiczki to ledwie maskotki.

Punktujesz!

Muszę przyznać, prezentacja zrobiła na mnie wrażenie. Wybaczcie ten zamotany i przydługi nieco wstęp, ale pokazane nam przez ludzi z EA demko Bulletstorma okazało się - nie licząc Dead Space 2 - jak dla mnie najciekawszym materiałem całej imprezy. I to nie tylko dlatego, że tytuł będzie wprost stworzony do sadystycznego kombinowania. Jeśli podobają ci się bezsensowne z pozoru gierki zliczające punkty za strącenie kogoś ze schodów - Bulletstorm powinien ci przypaść do gustu.

Także ze względu na broń. Póki co zaprezentowana została jedna - Flailgun. Dziwne toto, bo strzela dwoma granatami połączonymi łańcuchem. Ale ileż daje możliwości! Możesz np. zrobić komuś szalik albo nowy pasek u spodni. Na pewno doceni - po czym wyleci w powietrze. Możesz wycelować w murek, tak że jeden koniec zaczepi się o róg, a drugi zawinie się przecinając w połowie ukrywającego się za nim delikwenta. Możliwości jest tu naprawdę od groma a każda odpowiednio punktowana i dodatkowo nazywana jakąś pokręconą nazwą. A jeśli uda ci się utrącić kilka czerepów jednocześnie - istne pandemonium bonusów!

O reszcie sprzętu nie wiemy nic - no, prawie. Na pewno pojawią się upgrade'y pukawek, np. taki pozwalający wystrzelić 100 pestek jednocześnie. Skutek? Fontanna krwi i dodatkowe punkty na koncie, a jakże. Będzie bullet-time, podpalanie wrogów, liczne sposobności by skorzystać z elementów otoczenia i poradzić sobie nawet z bossami. Pokazana w trailerze roślinka to niezłe, wieloetapowe wyzwanie - a takich ma być zdecydowanie więcej.

Razem raźniej?

Niewiele się też dowiesz, jeśli zapytasz o multiplayer. Twórcy nie puszczają pary z gęby, choć można się po cichu domyślać, że pojawi się tryb gry umożliwiający zespołowe nabijanie punktów. Z drugiej jednak strony - w kampanii single-player nie znajdziemy trybu co-op. Względy fabularne ponoć nie pozwalają. Z tego samego powodu cały czas będziemy grać tą samą postacią. To nie tytuł, gdzie skaczesz z kwiatka na kwiatek - tutaj masz się wczuć w postać wojaka, często-gęsto gadającego do siebie wariata w zwariowanym, choć zupełnie poważnym świecie.

Cóż, nie wiem jak wy, ale ja się podjarałem. Idę postrzelać do kaktusów i paprotek.

CDA
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy