Battlefield 3
Ostatnie miesiące w branży gier mijały pod znakiem trzeciej odsłony Battlefielda. Chyba o żadnym innym tytule nie pisano tak dużo i z taką emfazą. Nic dziwnego, że produkcja studia EA DICE urosła do rangi "potencjalnie największego hitu roku".
Electronic Arts przechwalało się i straszyło konkurentów z Activision, prezentując kolejne filmy z rozgrywki w nowego Battlefielda. Każdy z nich robił niesamowite wrażenie, co jeszcze bardziej podsycało nasze oczekiwania. W końcu urosły one do rozmiarów Wieży Eiffla. Wreszcie, po tylu miesiącach czekania, dostaliśmy to, nad czym tak długo i intensywnie pracowali ludzie z EA DICE. Na front!
Na samym wstępie niespodzianka. Battlefielda 3 uruchamiamy przez przeglądarkę internetową, korzystając ze strony internetowej usługi Battlelog (piszemy o niej więcej kilka akapitów niżej). To nieco dziwne rozwiązanie, tym bardziej, że z osobna odpalamy każdy z dostępnych w grze trybów: single player, kooperację oraz multiplayer.
Ponieważ Battlefield 3 to dla mnie przede wszystkim opcja wieloosobowa, od niej rozpocząłem swoją przygodę z grą. Oferuje nam ona kilka trybów rozgrywki, wśród których na pierwszy plan zdecydowanie wybijają się dwa - Conquest oraz Rush. W pierwszym naszym zadaniem jest zdobywanie rozrzuconych po mapie flag, a w drugim gracze dzielą się na zespoły o odmiennych celach: jeden musi zdobywać kolejne przyczółki, a drugi ich bronić. Zabawa, szczególnie w tych dwóch trybach właśnie, jest przednia. Spektakularna i emocjonująca, nie pozostawiająca nawet cienia złudzenia - to jeden z najlepszych multiplayerów, jakie kiedykolwiek zaprojektowano.
Walki w multiplayerze odbywają się na dziewięciu zróżnicowanych mapach (dwie z nich - Caspian Border oraz Operation Metro - są już znane graczom, którzy brali udział w betatestach). Wszystkie zostały zaprojektowane tak, by dać uczestnikom zabawy jak największe pole do taktycznego kombinowania. Są wśród nich mniejsze, bardziej zamknięte lokacje, jak również wielkie połacie terenu, na których użycie pojazdów staje się wręcz koniecznością.
Gracze mogą się wcielić w jedną z czterech klas postaci: szturmowca, inżyniera, żołnierza wsparcia lub zwiadowcę. Oczywiście każda z nich dysponuje innym wyposażeniem i pełni na placu boju inną rolę, do której trzeba się najpierw przyzwyczaić. Na przykład zadaniem inżyniera jest naprawianie pojazdów, a szturmowiec musi nie tylko strzelać, ale również leczyć rannych kolegów. EA DICE zbalansowało wszystkie klasy perfekcyjnie, żadna z nich nie jest przesadnie "napakowana" ani też - z drugiej strony - zbyt słaba.
Twórcy oddali do naszej dyspozycji kilkadziesiąt typów broni. Z czasem możemy je rozwijać, dodając do każdego z nich stosowne ulepszenia, jak choćby lepsza optyka dla karabinu snajperskiego. Da się upgrade'ować także pojazdy - czołgi, wozy pancerne czy samoloty - które pełnią w multiplayerze bardzo istotną rolę.
Bitwy w multiplayerze rozgrywają się na naprawdę ogromną skalę. W pecetowej wersji gry mogą w nich uczestniczyć aż 64 osoby, dzięki czemu odnosimy wrażenie udziału w prawdziwej wojnie. Gorzej jest z wydaniem konsolowym, w którym liczbę graczy w trybie wieloosobowym ograniczono do 24. To już nie to samo.
Niestety, o ile multiplayer to majstersztyk i wzór dla wszystkich twórców wojennych gier akcji nastawionych na opcję wieloosobową (dla ludzi od Call of Duty także), to już kampania dla pojedynczego gracza zawodzi. EA DICE chciało, by Battlefield 3 zachwycił także pod tym względem, ale zespołowi najwyraźniej zabrakło doświadczenia. Single player to zlepek raczej monotonnych strzelanin oraz biegania raz po otwartych przestrzeniach, a raz po wąskich korytarzach i budynkach. Kilkakrotnie urozmaicany - czy to misją, w której siadamy za sterami myśliwca, czy to przejażdżką czołgiem - ale niewystarczająco, by zapamiętać kampanię na dłużej. Brakuje w niej epickości, z której słynie Call of Duty. Choć może niektórym spodoba się taka bardziej stonowana historia.
Poza kampanią dla pojedynczego gracza mamy jeszcze opcję kooperacji, która składa się z sześciu osobnych zadań, rozgrywających się na mapach znanych z kampanii singlowej. Aby przejść do kolejnego etapu, musimy ukończyć poprzedni. Większość z nich polega na atakowaniu i bronieniu się (jak to na wojnie), ale jest też misja, w której jeden gracz wciela się w pilota myśliwca, a drugi zajmuje się strzelaniem. Oczywiście fajnie, że co-op się w Battlefieldzie 3 znalazł, ale uważam, że nie wyróżnia się on niczym i plasuje się na podobnym poziomie, co kampania. Czyli umiarkowanie przeciętnym.
Jest jednak coś, co we wszystkich trzech modułach zachwyca. To grafika, powstała w oparciu o autorski silnik studia EA DICE, Frostbite 2.0. Jest to jedna z najbardziej zaawansowanych technologii, jakie do tej pory zaprezentowano w grach wideo. Bitwy są dzięki niej tak spektakularne, że momentami nie możesz oderwać wzroku od tego, co się dzieje dookoła ciebie. Malownicze krajobrazy, przepiękne wybuchy, ultrarealistycznie przedstawieni i poruszający się żołnierze, arcydokładne tekstury - po prostu cudo. Ale tylko na PC, bo na konsolach gra wygląda już wyraźnie gorzej. Tym razem to posiadacze Xboksów 360 i PlayStation 3 mogą się czuć poszkodowani.
Battlefield 3 może się chwalić tylko i aż jedną rzeczą - multiplayerem. Tylko, bo liczyliśmy też na porywającą kampanię, ale i aż, bo to na opcji wieloosobowej opiera się sukces tej gry. Sukces, który niewątpliwie uda się odnieść, bo multi zaprojektowane przez ludzi z EA DICE jest po prostu epickie.
Zobacz, jak ocenilismy tegoroczną odsłonę piłkarskiej serii Pro Evolution Soccer