Assassin's Creed: Revelations

Każda historia kiedyś się kończy, na każdego przychodzi kiedyś pora, bla, bla, bla... Tej jesieni pożegnaliśmy już Hankę Mostowiak, a teraz żegnamy Ezio Auditore da Firenze.

Cykl Assassin's Creed rozkręcał się z każdą kolejną częścią. Pierwsza była, umówmy się, przeciętnie emocjonująca, ale już druga wciągała na długie godziny, a trzecia (Brotherhood) wprost zachwycała. Jeśli Ubisoftowi udałoby się utrzymać takie tempo rozwoju serii, od Revelations prawdopodobnie nie oderwalibyśmy się przez całe tygodnie. Niestety, nie udało się.

Assassin's Creed: Revelations ma na celu dokończenie wszystkich wątków napoczętych w poprzednich odsłonach, zwieńczenie historii Ezio Auditore da Firenze, a także ukazanie kolejnych fragmentów z życia jego przodka, Altaira, oraz potomka, Desmonda Milesa, który utkwił w Animusie i walczy o odratowanie resztek zdrowia psychicznego. To wszystko udaje się oczywiście grze zrobić, choć nie w tak emocjonujący sposób, jak można by tego oczekiwać. Scenariusz jest rwany, niezbyt wciągający. Krótko mówiąc, brakuje mu jaj.

Reklama

W Assassin's Creed: Revelations większość czasu spędzimy, rzecz jasna, w skórze Ezio Auditore da Firenze, który teraz jest już na skraju swojej kariery asasyna. Ma 63 lata i powoli szykuje się do przejścia na emeryturę, choć sprawności fizycznej i intelektualnej (nadzwyczajnej, jak na ten wiek) odmówić mu nie można. W trzeciej części swojej historii trafia on do Konsantynopolu, gdzie ma nadzieję odnaleźć pięć kluczy do podziemnej komnaty, skrywającej spadek po swoim dziadku, Altairze. W Altaira również parokrotnie się wcielamy, niemniej nie są to etapy zbyt porywające (pójdź tam, znajdź to, zabij tamtego...).

Ogólnie kampania singlowa sprawia wrażenie nie do końca przemyślanej. Twórcom najwyraźniej zabrakło czasu na wymyślenie zadań, które by nas zaskoczyły i dowiodły, że to coś więcej niż nieco na wyrost przedłużenie serii. Wykonując poszczególne zlecenia, raczej nic cię nie zaskoczy. To musisz kogoś zabić, to gdzieś się wspiąć, to pokonać oddział żołnierzy. Częściej jednak będziesz korzystał z pomocy członków swojego bractwa. Ezio Auditore da Firenze ma już swoje lata i pełni bardziej rolę generała niż samodzielnego zabójcy. Swoich podwładnych możesz przyzwać, podobnie jak w Assassin's Creed: Brotherhood, jednym guzikiem.

No, ale żeby nie było, że Ubisoft poszedł na łatwiznę i skopiował wszystkie pomysły na rozgrywkę z poprzednich Assassinów, wprowadził do gry także dwie nowe formy zabawy. Pierwsza z nich to coś na wzór tower defense - musimy bronić naszej twierdzy asasynów przed templariuszami, rozstawiając wojska i elementy obrony, które mają pomóc w odparciu ataku. Z kolei druga to połączenie platformówki z grą logiczną, przystająca koncepcją do coraz popularniejszych indie games. Niestety ani jedna, ani druga nie została skonstruowana tak, abyśmy chcieli się bawić dłużej niż kilka minut. Coś mi mówi, że mają one służyć jedynie jako alibi dla twórców. Żebyśmy nie mówili, że im się nie chciało.

Są w Assassin's Creed: Revelations jeszcze inne, pomniejsze nowości. Na przykład ukryte ostrze Ezio zostało wzbogacone o hak, dzięki któremu możemy łapać się krawędzi, zjeżdżać po linach czy łapać przeciwników. Przydatna rzecz. Poza tym twórcy umożliwili nam własnoręczne konstruowanie ładunków wybuchowych. Typów bomb jest w grze całkiem sporo, ale w gruncie rzeczy wykorzystujemy tylko niewielki ich ułamek (przede wszystkim przydają się te, za pomocą których można wyeliminować kilku przeciwników naraz).

Poza opisanymi powyżej nowościami Assassin's Creed: Revelations nie zaskakuje. To ta sama gra, co Assassin's Creed: Brotherhood, tylko że osadzona w innym otoczeniu. To prezentuje się wyśmienicie. Konstantynopol jest niemal równie tak ładny, jak Rzym z Brotherhood. Projektanci wykonali kawał dobrej roboty - zapewnili nam, zwiedzający, moc atrakcji. Miasto jest ogromne i przy tym różnorodne, samo jego eksplorowanie, szukanie skarbów i wykonywanie zadań pobocznych sprawia frajdę. Można przy tym spędzić co najmniej drugie tyle czasu, co na ukończenie wątku głównego.

Choć Assassin's Creed: Revelations wygląda bardzo dobrze, nie da się ukryć, że serii przydałoby się odświeżenie silnika graficznego. Otoczenie prezentuje się okazale, jest bogate w szczegóły, ale już na przykład postaciom można momentami zarzucić, że wyglądają sztucznie. Ubisoft na pewno zdaje sobie z tego sprawę i idziemy o zakład, że w Assassin's Creed III dojdzie do małej - a może i dużej - rewolucji graficznej.

Jeśli spodziewałeś się, że zwieńczenie historii Ezio Auditore da Firenze będzie wybitne, zawiedziesz się. Jest dobre, momentami nawet bardzo dobre, ale ta gra nie zaskakuje po prostu niczym. Panowie z Ubisoftu wykonali genialną, ale przede wszystkim rzemieślniczą, a nie artystyczną pracę. Nastawcie się na ciekawą przygodę, ale bez... rewelacji.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy