Allods Online

W czasach, gdy statystyczny twórca MMO jest Koreańczykiem chcącym osiągnąć sukces przy pomocy kolejnego wariantu tak naprawdę jednej i tej samej gry o elfach, orkach i falujących biustach, każdy powiew świeżości jest dla graczy na wagę złota. Zwłaszcza gdy wiatr wieje zza Buga, napędzając przy tym flotę kosmicznych żaglowców.

W Allods Online gra się zupełnie jak w World of Warcraft. Interfejs, skróty klawiszowe, a nawet czcionka przywodzą na myśl hit Blizzarda, który wielu z nas zdążyło poznać i polubić. Już na wstępie więc zapiszmy grze spory plus na zachętę. Bezwstydne korzystanie z osiągnięć innych tu się po prostu sprawdza - podobnie jak w przypadku Runes of Magic. Pod względem zawartości jednak, a dokładniej budowy świata czy różnorodności dostępnych ras i klas, produkcja Astrum Nival dumnie i samodzielnie wydeptuje sobie ścieżkę na rynku, oferując graczom coś, czego jeszcze nie widzieli. No, prawie (pal licho trzy części Rage of Mages osadzone w tym samym uniwersum oraz... faktyczną obecność elfów i orków wśród dostępnych ras).

Reklama

Nie wędkuję po alkoholu

Świat gry to kosmiczny archipelag allodów - pozostałości po niegdyś spokojnej, żyznej, zapewniającej dobrobyt i zapewne śmiertelnie przy tym nudnej planecie Sarnaut. Zawieszone w Astralu większe i mniejsze skrawki rozłupanego przez Wielki Kataklizm globu udało się uratować dzięki magii. Wraz z nimi zaś większość ich populacji. Przez długie lata mieszkańcy poszczególnych krain żyli odizolowani od siebie, kisząc się na niewielkich przestrzeniach. Do odkrycia sposobu na podróż przez Astral potrzeba było dopiero wędkarza pijaka imieniem Swen (true story!), który pewnego dnia w strachu przed swą apodyktyczną żoną wypłynął na ryby "pod wpływem" i obudził się, bezpiecznie dryfując gdzieś hen poza swoim allodem. Tylko w Rosji powstają takie cuda, moi drodzy, tylko w Rosji...

Archipelag allodów - podzielony trwającym od wieków konfliktem pomiędzy klasycznie totalitarnym i zmilitaryzowanym Imperium oraz klasycznie baśniową i miłującą pokój Ligą - stanowi dom dla sześciu grywalnych ras. Po stronie miłośników socjalistycznej architektury, oficerskich mundurów, nekromancji oraz imperatora o swojsko brzmiącym imieniu Yasker stoją Xadaganianie, orki oraz "powstali" (oryg. Arisen). Przy czym ci pierwsi to tak naprawdę ludzie, a tych ostatnich należałoby nazwać czymś w rodzaju technozombi. I nie chodzi mi tu akurat o gusta muzyczne.

W Lidze prócz Kanian, czyli "dobrych" odpowiedników Xadaganian, znalazły się również elfy oraz gibberlingi. Te ostatnie to włochate karzełki (to ich szczep wydał na świat wspomnianego Swena), które najczęściej rodzą się i żyją trójkami, zwanymi po prostu "latoroślą". Co ciekawe, po wyborze tej rasy takie właśnie trio prowadzimy do boju w Allods Online.

Kuśnierz - kosmonauta

Podczas tworzenia postaci, oprócz bogatych opcji zmiany wyglądu, wybieramy jeden z ośmiu archetypów, które w połączeniu z wybraną rasą dają 28 klas. Liczba ta może robić wrażenie, ale ostatecznie jednak paladyn to paladyn, a mag to mag i oprócz kilku umiejętności odróżniających np. orka od elfa drzewo skilli w obrębie jednego archetypu wygląda tak samo.

Wartość każdej z aż 14 cech postaci jest nam odgórnie narzucona i rośnie w miarę levelowania swoim tempem, niemniej przy awansie możemy podnieść wybraną o 1 punkt. Interfejs ochoczo zaznacza gwiazdkami te z nich, o które powinniśmy się szczególnie troszczyć, grając danym archetypem. Nawiasem mówiąc, dzięki wskazówkom i licznym questom wprowadzającym (również w arkana profesji rzemieślniczych, w większości wykonywanych w formie minigierek) początkujący gracz nie ma problemu z zadomowieniem się na allodach Sarnautu.

Jeżeli chodzi o tempo rozwoju postaci, po zdobyciu piątego poziomu (osiąganego w mniej więcej godzinę niespiesznej gry) spada ono wyraźnie. Na szczęście zadań porozsiewanych po lokacjach jest wiele i w każdej chwili zwykle pracuje się na zaliczenie dwóch, trzech naraz. W połączeniu z rozbudowaną i wcale nie nudną warstwą fabularną zapewnia to zdecydowanie więcej godzin sympatycznego questowania w różnorodnych sceneriach niż bolesnego grindu. A przynajmniej w pierwszej połowie drogi do maksymalnego, 42. poziomu, o czym za chwilę.

Oprócz tego na poszukiwaczy przygód i mieczy "+20 do siły" czekają grupowe wypady (do 6 osób) do instancji, możliwość walk na otwartych polach bitwy oraz arenach, a nawet rozegrania kilku meczów w goblin-o-ball, czyli tutejszy sport przypominający piłkę nożną. Pod koniec drogi do maksymalnego poziomu wytrwali gracze mają dodatkowo możliwość zbudowania własnego statku astralnego lub zaciągnięcia się na cudzy i uczestniczenia w kosmicznych wyprawach po wartościowe łupy. Obsadzając jedno z czterech dostępnych stanowisk, można zajmować się nawigacją, sterowaniem, naprawami lub prowadzeniem ognia. Jak widać, celów do osiągnięcia w Allods Online jest sporo, a zabawy wystarcza na długie miesiące. Zwłaszcza jeżeli od czasu do czasu zdecydujemy się dorzucić twórcom do interesu z własnej kieszeni.

Nu, dawaj diengi!

Nie od dziś wiadomo, że gry "darmowe" potrafią swoich graczy doić z oszczędności dużo skuteczniej niż te abonamentowe. Nie należy więc zapominać, że pomimo statusu produkcji bezpłatnej Allods Online została stworzona, rzecz jasna, by na siebie zarabiać. Na szczęście nie stawia ona przed użytkownikami żadnych "bramek" z opłatami za możliwość osiągnięcia wyższych poziomów czy odblokowania slotów na nowe umiejętności. Z odpowiednią dozą samozaparcia można grać, nie wydając w sklepie ani złotówki. Ale...

Do wydawania kupionych u polskiego wydawcy punktów gPotato w dostępnym bezpośrednio w grze "butiku" twórcy "zachęcają" zdecydowanie nielubianym przez weteranów systemem, u którego podstaw leży niewielka szansa na rzucenie klątwy na jeden ze slotów ekwipunku postaci w momencie jej śmierci. Umieszczony w "przeklętym" miejscu wysokopoziomowy sprzęt - zamiast dodawać - odejmuje statystyki tak długo, aż nie odczarujemy go zwojem kupionym za własną gotówkę lub zdobytym po wykonaniu dziennego questa. Przed niepożądanymi skutkami śmierci można zabezpieczyć się, kupując - również w sklepie - amulety ochronne, z których jeden jest niszczony przy każdej śmierci.

Solą w oku wielu graczy jest także współistniejący z powyższym system patronatu Wielkich Męczenników, których - płatne lub zdobyte w nagrodę za dzienne questy - wstawiennictwo wyraźnie ułatwia levelowanie po ok. 20. poziomie, między innymi zwiększając zadawane obrażenia aż o 50%. Moim zdaniem jednak powyższe "zagrywki", choć irytujące i utrudniające życie graczowi wychowanemu na pozbawionym ich WoW-ie, absolutnie nie dyskwalifikują Allods Online jako źródła dobrej rozrywki. Zwłaszcza biorąc pod uwagę, co produkcja oferuje na tle sobie podobnych i w jakiej jakości.

Charaszo!

A jakość - zwłaszcza graficzna - bije w grze Rosjan z ekranu nieustannie. Stylizowana nieco na "blizzardowską" oprawa wizualna dzięki filtrom ma swój własny styl, a szczegółowe modele postaci cieszą oczy. Podobnie zresztą jak zróżnicowane scenerie, wraz z szalejącymi chmurami nad allodami, o wijących się w przestrzeni tunelach astralnych nie wspominając. Od animacji bohaterów nie wieje wprawdzie geniuszem, ale i tak dają radę, zwłaszcza jeżeli do rozliczenia dorzuci się tak drobne niuanse, jak gesty i mimikę. Muzyka z kolei podobała mi się w kratkę: część utworów - bardzo, część - wcale. Jej ocenę pozostawiam gustom graczy, wspominając jedynie o poprawnych efektach dźwiękowych oraz tu i ówdzie podłożonych głosach pod dialogi.

Ogólnie rzecz biorąc, Allods Online zdecydowanie wyróżnia się w zalewie darmowych MMOR PG-ów, a wszechobecny słowiański sznyt (choćby w nazwiskach enpeców) sprawia, że łatwo się do niej przekonać. Do WoW-a startu nie ma i mieć nie będzie, ale w swojej kategorii należy do czołówki.

CDA
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy