Aliens: Colonial Marines

Jest ohydny i niebezpieczny, a ludzie go uwielbiają. Kto to taki? Obcy! Jeden z najbardziej kultowych potworów już niedługo rzuci się na nas z kłami i szponami w nowej grze...

Jeśli długość prac nad grą wideo miała bezpośrednie przełożenie na jej jakość, Aliens: Colonial Marines byłoby jednym z największych przebojów ostatnich (i najbliższych pewnie też) lat. Pierwsze informacje na jego temat przeczytaliśmy w 2008 roku, zaś same prace nad nim ruszyły prawdopodobnie jeszcze wcześniej. Twórcy, studio Gearbox, kilkakrotnie prosili wydawcę o dodatkowy czas na produkcję. Ale wygląda na to, że ten czas się powoli kończy. W Aliens: Colonial Marines zagramy najpewniej w tym roku.

Gra będzie kontynuować wątek opowiedziany w filmie "Obcy: Decydujące starcia" w reżyserii Jamesa Camerona. Wcielimy się w niej w jednego z Marines i odwiedzimy statek kosmiczny U.S.S. Sulaco, z którego dopiero co ewakuowała się Ripley wraz z ocalałymi kolegami. Naszym zadaniem będzie wyjaśnienie, co takiego przyczyniło się do tragedii na jego pokładzie. Oddział, który poprowadzimy, jeszcze nie wie, co go czeka. Nie wie, że Sulaco, jak również nieodległą planetę LV-426, zamieszkują ohydne i krwiożercze potwory. Obcy.

Reklama

Gearbox szykuje grę pełną akcji, ale twórcy zdają sobie doskonale sprawę z tego, że "Obcy" to nie tylko strzelaniny, ale także eksploracja zaciemnionych pomieszczeń, gdzie na każdym kroku może - ale nie musi - czaić się wróg. Klimat niepewności i zaszczucia ma być odczuwalny prawie na każdym kroku. Często będziemy oglądać oskryptowane sceny, podczas których poleje się krew i odpadną niektórym kończyny. To na pewno nie będzie gra dla małych dzieci.

W mrocznych korytarzach U.S.S. Sulaco, jak również na planecie LV-426, napotkamy na różne gatunki Obcego. Na naszej drodze staną nie tylko dorosłe osobniki, ale również facehuggery (czy - jak kto woli - twarzołapy). Autorzy zamierzają wprowadzić do gry kilka swoich własnych pomysłów na wrogów. Aby się z nimi zmierzyć, Marines zostaną wyposażeni od stóp po głowy. Podstawowe wyposażenie - wydający hipnotyczny dźwięk skaner otoczenia oraz karabin pulsacyjny. Poza tym także shotgun, wyrzutnia granatów czy miotacz płomieni. Bez nich przeżycie nie byłoby możliwe.

W Aliens: Colonial Marines wcielimy się w dowódcę oddziału, któremu będziemy musieli wydawać polecenia i nieraz ratować cztery litery (im więcej osób pozostanie przy życiu, tym łatwiej będzie nam później). Jednak niekiedy, gdy Obcy wręcz zaleją nas ze wszystkich stron, wszelkie zasady działania Marines pójdą w niepamięć. Po prostu nie będzie czasu na to, by myśleć o innych.

W kampanii dla pojedynczego gracza będziemy mogli pokierować wyłącznie Marines. Nie będzie nam dane wcielić się w Obcego. Podobnie będzie w czteroosobowej kooperacji. W skórę Ksenomorfa będziemy mogli wejść dopiero w standardowym multiplayerze. Akcji nie będziemy jednak obserwować oczami (ślepiami) Obcego, ale z perspektywy trzecioosobowej. Zabawa po tej stronie barykady będzie zupełnie inna - wymagająca podstępu i nie lada refleksu (Ksenomorfy są szybkie i zwinne, ale nie tak odporne, jak mogłoby się zdawać).

Aliens: Colonial Marines powstaje w oparciu o Unreal Engine 3. Na udostępnionych do tej pory materiałach gra wygląda naprawdę nieźle - kolorowo, ale zarazem klimatycznie. Oprawa zostanie dodatkowo wzbogacona o widowiskowe rozmycia oraz oświetlenie, które na mrocznym pokładzie U.S.S. Sulaco będzie odgrywało istotną rolę.

Jestem pełen nadziei, że Aliens: Colonial Marines to właśnie ta gra, na którą czekają od lat miłośnicy "Obcego". Jeśli będzie tak dobra, jak Borderlands, będziemy zachwyceni. Oby tylko nie było jej bliżej do największej wpadki Gearboksa, czyli Duke Nukem Forever...

World of Warcraft: Mists of Pandaria - przeczytaj naszą zapowiedź

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy