Zynga branżowym pasożytem?

Zynga przez ostatni rok kreowała swój obraz jako firmy odnoszącej olbrzymie sukcesy i przynoszącej gigantyczne zyski. Prawda jednak dalece odbiega od tego obrazu, czy to oznacza, że największy producent gier społecznościowych i mobilnych na świecie fałszuje rzeczywistość?

Andreas Weidenhaupt, założyciel studia Infernum, które również działa na rynku gier F2P uważa, że znacznie przesadzona wycena firmy spowodowała pojawienie się nierealistycznych oczekiwań wobec producentów gier z tego segmentu oraz naciski, którym nie są w stanie sprostać.

Reklama

Zdaniem Weidenhaupta, inwestorzy oraz akcjonariusze liczą na to, że rynek F2P będzie się nieustannie powiększał, a to jest bardzo mało realistyczne założenie, którego nie da się spełnić. Odkąd Zynga osiągnęła nienormalny wzrost wartości, inwestorzy, w krótkim czasie oczekują od innych firm tego samego. Dlatego też Weidenhaupt sądzi, że Zynga swym działaniem psuje rynek, ponieważ wpływa to na planowanie siły roboczej, harmonogramu prac oraz licencji.

Dlatego aby spełnić te wymogi, rynek został zdominowany przez skłonność do wzajemnego kopiowania pomysłów. W rezultacie tych działań ginie gdzieś po drodze oryginalność, a konsument otrzymuje produkt wtórny i mało ciekawy.

Co prawda studio Inferum wzbudza już zainteresowanie takich gigantów, jak Koch Media, to Weidenhaupt zapewnia, że nie zamierza podążać śladem Zyngi i własną firmę chce rozwijać stopniowo. Nie jest to taki zły pomysł, zważywszy na to, że Zynga już ma problemy ze spadkiem zainteresowania grami, co przekłada się na zmniejszenie osiąganych dochodów. Jak tak dalej pójdzie, firma znajdzie się w poważnych tarapatach.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy