Timberman
Przed rozpoczęciem pisania tej recenzji włączyłem sobie na chwilę Timbermana - ot tak, żeby raz jeszcze przypomnieć sobie wrażenia z gry i opisać je bardziej "na świeżo". Następne pół godziny przepadło na zawsze - a gdybym nie powstrzymał się, wiedząc, że przede mną trochę pracy, spędziłbym na rąbaniu drewna prawdopodobnie jeszcze więcej czasu.
Timberman to dzieło polskiego studia Digital Melody, któremu przewodzi Paweł Jędrysiak. Gra o zasadach prostych jak budowa cepa - na środku ekranu znajduje się drzewo, obok niego stoi drwal. Dotyk ekranu podzielony jest na dwie części - pukając po lewej, drwal ścina drzewo z lewej strony, pukając po prawej - drwal ustawia się po prawej i tam też tnie. Kolejne bloki drzewa odpadają za jednym stuknięciem, a każdy blok to punkt. Po każdej grze pokazuje się ostateczny wynik, który możemy później pobić, porównać z innymi graczami i tak dalej.
Pierwsza trudność: to, z której strony pukniemy ma znaczenie, bo z niektórych bloków wystaje gałąź - z lewej albo z prawej. Nie możemy dopuścić do tego, by gałąź dotknęła naszego drwala, bo wystarczy, że biedaczysko raz dostanie po głowie, a przed naszymi oczami ukaże się ekran obwieszczający przegraną. I od nowa. Musimy więc cały czas mieć się na baczności i stukać uważnie. Druga trudność: gałęzie nie przeszkadzałyby tak bardzo, gdyby nie to, że ustalony został limit czasowy. Nie w postaci odliczającego zegarka, a opróżniającego się w miarę czasu paska, który napełniamy każdym stuknięciem. Dlatego drewno rąbać musimy nie tylko uważnie, ale i wystarczająco szybko, żeby pasek nie zdążył się opróżnić, zanim wykonamy następny ruch.
Są to zasady proste na tyle, że chwyta je się w lot w kilka sekund po odpaleniu gry, a rozgrywka jest przystosowana do urządzeń mobilnych, bo przeciętna sesja nie potrwa dłużej niż minutę-dwie (chyba że jesteście już naprawdę profesjonalnymi smartfonowymi drwalami). Te dwa aspekty w połączeniu z przyjemną oprawą audiowizualną sprawiają, że Timberman to jedna z najbardziej wciągających gier, w jakie miałem przyjemność grać. Ze względu na prostotę porównywana jest czasem do Flappy Bird, ale nie jest ani tak niesprawiedliwa, ani tak irytująca. Wystarczająco trudna, by stanowić wyzwanie, ale nie na tyle trudna, żeby szybko was zniechęcić. Krótko mówiąc - smartfonowa gra marzeń.
Oprócz tego możemy dokupować skórki swojemu drwalowi - za pokonywanie kolejnych kamieni milowych odblokowujemy kolejne stroje. Dostępne są też specjalne, nawiązujące do różnych dzieł kultury: na przykład Jason, którego otrzymujemy za polubienie twórców na Facebooku, albo Mr. Tree, czyli po prostu Mr. T, którego znać możecie z Drużyny A.
Timberman jest darmowy (po przegranej pojawia się reklama), więc nic nie stoi na przeszkodzie, byście sami spróbowali sił w tak męskim zawodzie jak praca drwala. Nie musicie mieć kanadyjskich korzeni ani dwutygodniowego zarostu. Wystarczy smartfon lub tablet i trochę samozaparcia.