The Walking Dead: Assault

Po popularnym komiksie, kasowym serialu i niesamowicie dobrze przyjętej grze przygodowej byłem pewien, że potencjał The Walking Dead dawno już się wyczerpał. Dowodem na to miało zresztą być okropne Survival Insticts. Po ograniu TWD: Assault kręcę głową z niedowierzaniem, jak bardzo się myliłem.

Produkcja  Skybound LLC należy do gatunku gier akcji przemieszanych ze strategicznym wykorzystywaniem zespołu żołnierzy. Sterując jedną bądź kilkoma postaciami eksplorujemy więc lokacje, zbierając po drodze apteczki, naboje i pozbywając się różnymi sposobami tytułowych nieumarłych. Pojawiają się też świetnie urozmaicające rozgrywkę "zmyłki" - jak chociażby głośne samochody, które przykuwają uwagę zombie - i zadania do wykonania, np. ratowanie cywilów.

Reklama

Pojedyncze dotknięcie ekranu wysyła sterowaną postać w wybranym kierunku, a przytrzymanie palca odpowiada za dawanie rozkazów całej ekipie. Dzięki temu prostemu, ale w praktyce genialnemu pomysłowi całość prędko przeradza się w porządną grę taktyczną, w której każdy ruch, każdy wybór musimy odpowiednio przemyśleć, a w razie niepowodzenia przebudować i błyskawicznie wdrożyć. Interakcja jest wygodna i przystępna, a rozgrywka uzależniająca i odpowiednio wymagająca - szczególnie na wyższych poziomach trudności.

Assault nie wykorzystuje komiksu, na którym się opiera, do rozgłosu i promocji. Fabuła oryginału nie jest pretekstem do wciśnięcia dwóch sztampowych dialogów i trzech rozpoznawalnych postaci. The Walking Dead: Assault wyciska raczej z komiksu wszystko, co tylko się da, by gra była jeszcze ciekawsza, jeszcze lepsza: zarówno dla fanów, którzy rozpoznają masę nawiązań do oryginału, jak i dla ludzi nieobeznanych z TWD, bo i bez smaczków zabawa jest przednia.

Mamy więc komiksową oprawę audio-wizualną, która znakomicie rozwiązuje problem słabych kontrastów obecny w kasowych, mobilnych produkcjach 3D: mapy są monochromatyczne, ale elementy ważne dla rozgrywki (bohaterowie, power-upy, wrogowie i tak dalej) utrzymano w charakterystycznych dla siebie, odstających od reszty kolorach. To nie wszystko - kiedy dzieje się coś ważnego, na ekranie pojawiają się nawet komiksowe kadry, dodając fajnej dynamiki i będąc miłym zaskoczeniem dla czytelników oryginału. Żeby tego było mało, za sprawne przechodzenie misji otrzymujemy krótkie, fabularne teksty (dla tych, którzy z niewiadomych mi powodów zainteresują się fabułą) i ekskluzywne obrazki do zapisania w pamięci urządzenia.

Nowe postacie pojawiają się z każdym poziomem i choć za część musimy dopłacić zdobywanymi punktami lub mikropłatnościami (częściej tym drugim), łatwo przekonują do siebie gracza, bo są zróżnicowane: każda nosi inne bronie, używa innych umiejętności. Ich dobór to kolejny element do wzięcia pod uwagę przy wymyślaniu strategii pod konkretne plansze czy sytuacje.

The Walkind Dead: Assault jest tanie, nowatorskie i wciągające. Nijak ma się do przeciętnych produkcji mobilnych, bo służy bardzo "intensywnemu" graniu - najlepiej w nocy, długimi godzinami, ze słuchawkami na uszach. Assault można oczywiście zarzucać niewielką ilość misji (aktualnie 11), ale po ukończeniu gry pojawiają się nowe poziomy trudności, zwiększając tym samym replayability. Poza tym twórcy wciąż pracują nad kolejnymi rozdziałami, więc wystarczy cierpliwie poczekać.

[inpl:gamerank rank="5.5"]

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama