Super Mega Worm
Efekt cieplarniany, dziura ozonowa, kwaśne deszcze - cywilizacja ludzka to najgorsze, co przytrafiło się naszej pięknej planecie. Sfrustrowani przeciwnicy zanieczyszczeń środowiska starają się zapobiegać im na różne sposoby, wdrażając recykling, odnawialne źródła energii... Ale zaraz, zaraz, po co się tak męczyć? Czy nie łatwiej byłoby po prostu całą populację... wyplenić?
Podczas gdy my zachowujemy się niczym szkodliwe robactwo, paradoksalnie na ratunek planecie przybywa ogromne, gąsienicopodobne monstrum - tytułowy "Super Mega Worm". Potworzysko groźne, krwiożercze, ale z chwalebną misją: oczyścić planetę Ziemię z najokropniejszego plugastwa. Z ludzkości.
Nawet jeżeli nie jesteśmy przekonani do absurdalnego celu naszego potwora, Super Mega Worm prędko stara się nas do niego przekonać. Zanim rozbijemy wielkie jajo, które przybyło z przestrzeni kosmicznej i rozpoczniemy właściwą anihilację, gra pokazuje nam krótką, zabawnie przejaskrawioną scenkę: dwóch głupkowatych przedstawicieli gatunku ludzkiego pozostawiło włączony traktor, bezwstydnie zanieczyszczając środowisko. Jeden mówi "kocham se śmiecić" i rozrzuca przedmioty gdzie popadnie, drugi krzyczy "LOL" i wystrzeliwuje w powietrze serie z shotguna.
Później jest jeszcze lepiej. Kiedy weźmiemy sprawy w swoje ręce, przyzwyczaimy się do sterowania - lewy kciuk odpowiada za zmianę kierunku naszego potwora, prawym przyspieszamy, uruchamiamy umiejętności - i rozerwiemy na strzępy dwóch wspomnianych osobników, pojawią się kolejne cele, kolejni ludzie do pożarcia. Ci jednak, jakkolwiek byśmy tego chcieli, nie dają się lubić - chwilę przed śmiercią wykrzykują hasła w stylu "błagam, nie będę już zdradzał żony", czy "nie zabijaj mnie, właśnie kupiłem nowy samochód". Na którymś poziomie pojawiają się nawet kobiety z dziecięcymi wózkami, które uciekają niezwykle szybko, a w desperacji krzyczą "oszczędź mnie, weź dziecko" czy "nie jedz, dopiero co pomalowałam paznokcie". Ludzkość w Super Mega Worm jest zabawna i przedstawiona w taki sposób, że aż palce świerzbią, żeby wszystkich sielankowo przemielić na - przynajmniej pożyteczny dla planety - nawóz.
Poza tym Super Mega Worm to arcade'owa zabawa w najczystszej postaci. Jakkolwiek makabrycznie to zabrzmi, mordowanie ludzi nigdy jeszcze nie było tak przyjemne. Rozgrywka - ściganie ich, wypatrywanie spod ziemi i nagły atak towarzyszący rozpryskom wnętrzności - bardzo szybko staje się rozluźniająca i wciągająca. Zaczyna się banalnie prosto, ale wraz z docieraniem na wyższe poziomy nasz bohaterski robak staje się coraz głodniejszy, a na horyzoncie pojawiają się przeszkody: samochody, samoloty, czołgi, helikoptery. Jest coraz bardziej wymagająco, ale gra ani trochę nie traci na rozrywkowości, raczej umiejętnie zachęca do dalszych prób i zdobywania większych ilości punktów.
A wszystko to w prześlicznej retro oprawie. Ludziki składają się z kilku pikseli, pojazdy z prostych kształtów, krew widzimy jako wielkie, czerwone kwadraty. Tempo gry jest spore, ale kontrastowa kolorystyka poziomów sprawia, że rozróżnianie elementów przychodzi bardzo łatwo. Całości pomaga też wpadająca w ucho, 8-bitowa muzyczka dobrana w taki sposób, żeby nadać grze sielankowy klimat - i tym odwrócić naszą uwagę od faktu, że okrutnie mordujemy setki potencjalnie niewinnych istot.
Super Mega Worm zaskoczyło mnie niesamowicie przystępną realizacją ciężkiego tematu. Ludożercze praktyki i hektolitry krwi na ekranie ani trochę nie gryzą się z poczuciem "ratowania" świata i relaksującym gameplayem. Grzechem jest nie spróbować gry po tak niskiej cenie - 3,20zł / 1,79€; zabawa, którą potrafi dostarczyć, jest po prostu nieproporcjonalnie większa i zapłaciłbym za nią nawet dwa razy więcej.
[inpl:gamerank rank="6.0"]