Stormblades - recenzja

Endless runner spotyka Infinity Blade.

Infinity Blade to dla posiadaczy urządzeń mobilnych (a konkretnie: tych od firmy Apple) gra-legenda. Można chyba śmiało powiedzieć, że to jedna z tych produkcji, która udowodniła, że granie na smartfonie czy tablecie ma rzeczywiście sens. Nic więc dziwnego, że śladem developerów ze studia Chair Entertainment postanowili iść inni twórcy.

Jak na przykład ci z zespołu Kiloo, którzy jakiś czas temu wypuścili na iOS i Androida Stormblades. Tytuł opiera się na mechanice rozgrywki zaczerpniętej z Infinity Blade, ale okraszony został elementami znanymi z endless runnerów. Problemem jest tylko model biznesowy, na którym zdecydowano się oprzeć produkcję. Ale o tym za chwilę.

Reklama

Tak jak w grze autorstwa ekipy z Chair Entertainment, rozgrywka koncentruje się na starciach z przeciwnikami o dużych rozmiarach. System walki też jest bardzo podobny do rozwiązań zastosowanych przez wspomnianych developerów – poszczególne ciosy kierowana przez nas postać wyprowadza wykonując określone gesty na ekranie dotykowym (np. jeśli przesuniemy palcem w lewo, w tę stronę bohater uderzy mieczem itd.). Jeśli ktoś grał w Infinity Blade, szybko powinien poczuć się, jak w domu. Oczywiście wraz z postępami w zabawie, protagonistę możemy wyposażyć w nowe, lepsze oręże, nie zabrakło też dodatkowych gadżetów pokroju mikstur leczniczych, tarcz czy pancerzy.

Jest jednak coś, co odróżnia Stormblades od dzieła developerów z Chair Entertainment. Tym są elementy zaczerpnięte z endless runnerów. Kampania dla pojedynczego gracza podzielona jest na odrębne poziomy, na których toczy się pojedynki z kilkoma przeciwnikami. Pomiędzy poszczególnymi oponentami bohater musi się przemieścić, postać porusza się jednak sama – w tych sekwencjach zadanie gracza ogranicza się do omijania poustawianych przez twórców tu i ówdzie różnego rodzaju przeszkód.

Infinity Blade wspominam bardzo miło, nie dziwi więc, że w projekt autorstwa studia Kiloo grało mi się całkiem przyjemnie. A przynajmniej do momentu, w którym nie stanąłem przed koniecznością wydania prawdziwych pieniędzy. Stormblades opiera się bowiem na modelu F2P zakładającym, że choć bawić można się bezpłatnie, do gry implementowane są zróżnicowane płatne opcje. Zazwyczaj twórcy starają się jednak, by nie psuły one balansu rozgrywki, tak aby osoby nie przeznaczające swoich oszczędności mogły grać swobodnie.

W tym przypadku developerom z Kiloo ta sztuka się nie powiodła. A to dlatego, że bez wydawania prawdziwej gotówki bawić się nie można. Za pieniądze można bowiem nabyć nowe ostrze lub kamienie regenerujące punkty życia. Bez nich zaś rozgrywka na dłuższą metę nie jest możliwa. Aby odnieść sukces, tak naprawdę trzeba wyciągnąć z portfela sporą sumę.

Ponadto dodatkowym problemem jest ogólna wydajność Stormblades. Na iOS nie miałem żadnych problemów, ale posiadacze urządzeń z Androidem donoszą w internecie, że w niektórych przypadkach gra potrafi się wyłączyć. Może to być związane z silnikiem produkcji, zwłaszcza, że oprawa wizualna nie zachwyca – jej poziom nie może więc raczej usprawiedliwiać nagłych i niespodziewanych kłopotów.

Jeśli przypadł wam do gustu Infinity Blade, Stormblades możecie sprawdzić. Zwłaszcza, że tytuł dostępny jest za darmo (pobrać go można z poziomu cyfrowych sklepów AppStore i Google Play). Można pograć, przynajmniej do momentu, w którym trzeba wydać prawdziwą gotówkę na dodatkowe przedmioty.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama