Sleepwalker's Journey

Polskie 11 bit studios już nie raz pokazało, że potrafi tworzyć zaskakująco dobre gry mobilne. W najnowszej grze twórców Anomaly i Funky Smugglers - czyli Sleepwalker's Journey - sprawujemy pieczę nad lunatykiem, który podróżuje po kosmicznym świecie marzeń i snów w poszukiwaniu zagubionych gwiazd i księżyców.

Nasz bohater lunatykuje i, jak to u stereotypowych lunatyków bywa, w czasie snu potrafi jedynie iść przed siebie. Zadaniem gracza jest doprowadzić go bezpiecznie do umieszczonego w każdym poziomie łóżka, nie tyle jednak sterujemy samym lunatykiem, co wszystkim dokoła, uruchamiając i przesuwając różne elementy mapy. W pierwszym planszach polegać to będzie na usuwaniu z drogi zawadzających przeszkód, ale z czasem robi się coraz ciekawiej: strzelamy bohaterem z armat, wydmuchujemy z pomocą wiatraków, budujemy trasę naciągając elastyczne liny. Pomysłów twórcy mieli mnóstwo i dołożyli wszelkich starań, żeby nawet na chwilę gracza nie zanudzić - dorzucając nowe elementy dosłownie co parę poziomów.

Reklama

Poza doprowadzeniem lunatyka do łóżka możemy też pobawić się w maksowanie etapów, zbierając po drodze wszystkie monety czy trzy ciężko dostępne księżyce. Zbieractwo nagradzane jest medalem z osobna dla każdej planszy i niczym poza tym, ale i tak warto przechodzić je " w całości" - poziomów nie jest wiele i jeżeli nie chcemy skończyć gry w dwie godziny, tylko to nam pozostaje.

Sleepwalker's Journey zdaje się być grą idealną na wyrywkowe posiedzenia, na uruchomienie w poczekalni u lekarza czy w środku komunikacji miejskiej; prawdopodobnie z taką myślą była też projektowana. Przesączona jest jednak "sennym" klimatem, który przedarł się do samego gameplayu - nasz bohater mimo przycisków przyspieszania/cofania czasu porusza się okropnie wolno, co brak bezpośredniej interakcji z postacią tylko potęguje. Dlatego też zamiast z uśmiechem na twarzy dać się ponieść intensywnie przepakowanym, zróżnicowanym poziomom, Sleepwalker's Journey prędzej wywoływało u mnie senność. Do tego stopnia, że uruchomić grę potrafiłem jedynie na uspokojenie, chwilę przed pójściem spać.

Zdaje się, że w połowie procesu wymyślania poziomów twórcy zdali sobie z tego sprawę i właśnie gdzieś w połowie gry pojawia się monocykl, którego używanie wiąże się z większym tempem gry, skróconym czasem na reakcję ze strony gracza i bezpośrednim wpływem na akcje naszego lunatyka - dotykając monocyklu sprawiamy, że bohater podskakuje. Gdyby pomysł wprowadzony został wcześniej i gdyby głównie na nim Sleepwalker's Journey się opierało, byłbym wniebowzięty; używanie monocyklu przeplata się jednak ze zwykłym, powolnym gameplayem i wiele ślamazarności produkcji 11 bit studios nie pomaga.

Mimo to grałem dalej i z małą, ale wystarczającą przyjemnością grę ukończyłem, co polecam i wam - chociażby ze względu na świetną oprawę audio-wizualną. Zamiast skupiać się na rozgrywce i planować trasę bohatera, częściej po prostu wpatrywałem się w finezyjne kształty elementów map czy lewitujące w tle dziwactwa na poziomie dziwaczności Alicji w Krainie Czarów. Do całości naprawdę się przyłożono i aż dziw, że grę możemy dostać za taką cenę.

W Sleepwalker's Journey nie zamieszczono mikropłatności, produkcję w pełnej wersji pobierzemy za 2,99zł na urządzeniach z Androidem lub 1,79€ na iPadach. Gra wykonana jest naprawdę porządnie, a twórcom od początku do końca nie brakło zabawnych pomysłów. Kiedy przejdziemy już wszystkie części Cut the Rope, niedosytowi dopomóc może właśnie Sleepwalker's Journey - produkcja o wiele spokojniejsza, ale na porównywalnym poziomie.

[inpl:gamerank rank="4.5"]

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy