Slayin

Slayin nie należy do konwencjonalnych hack'n'slashów. Pole gry ograniczono wąskim prostokątem, potwory wyłaniają się spod ziemii, a sterowana postać porusza się sama - stuknięciami kciuków każemy jej jedynie zawrócić w biegu. Brzmi jak kolejna casualowa, przesadnie uproszczona "popierdółka"? Na szczęście w Slayin jest coś więcej.

Jedną z pierwszych rzeczy, które zaskakują po uruchomieniu gry - poza okrutnie, ale celowo przestarzałą grafiką z gigantycznymi pikselami i okrojoną kolorystyką - jest fakt, że "RPG" w jej opisie to jakieś nieporozumienie. Podczas gdy przeciwnicy stają się coraz potężniejsi, bohaterowi nie rośnie ani poziom, ani jakiekolwiek statystyki. Raz na jakiś czas pojawia się handlarz z przedmiotami na sprzedaż, ale ich moc w trakcie gry niewiele się zmienia - w przeciwieństwie do cen, które podskakują po każdym zakupie.

Reklama

Mimo to gwarantuję, że z każdym podejściem do Slayin będziecie w stanie dotrzeć nieco dalej: powolutku zapamiętując sposoby poruszania się konkretnych przeciwników, nabierając wprawy w wydostawaniu się z chaotycznych sytuacji, dokładnie planując kolejność zakupowanych przedmiotów. Postacią, która w trakcie rozgrywki się rozwija, nie jest sterowany ludzik - jest nią sam gracz i nikt inny.

No, jeśli nie liczyć dodatkowych, odblokowywanych z czasem (lub poprzez mikropłatności) bohaterów. Jest ich trójka i stanowią świetna motywację do zbierania monet, bo każdym z nich gra się zupełnie inaczej. Rycerz potrafi skakać, czarodziejka zabijać multum wrogów jednocześnie i tak dalej - plansze pozostają bez zmian, ale po zmianie postaci nawet pokonanie najprostszego z przeciwników staje się wyzwaniem. Za każdym razem uczymy się, a przede wszystkim bawimy, od nowa.

Nawet prymitywnej oprawy graficznej z czasem nie da się nie docenić - Slayin to jedna z niewielu gier, w których była koniecznym elementem, a nie tanim, nostalgicznym chwytem. Jedną z zalet pikselozy jest bowiem to, że pozwala idealnie określić odległość między jednym obiektem, a drugim - co do piksela. Dzięki temu możliwe jest wyuczenie odpowiedniego czasu reakcji, odpowiednich odruchów - precyzji w atakach i w unikach, bez której długo w Slayin nie pożyjemy.

Dzięki wszystkim tym mechanizmom gra potrafi wciągnąć jak mało które action RPG, a już na pewno mało które z tych za 0,89 euro. Jedynym, co Slayin można, a właściwie należy zarzucić, to system mikropłatności - zanim zbierzemy wystarczająco dużo monet, by odblokować ostatniego z dostępnych bohaterów, gra dawno zdąży się znudzić. Kilka razy. Wymusza to korzystanie z mikropłatności, czego nikt z nas, oczywiście, nie lubi.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy