Secret Files: Tunguska - recenzja

2271884 2271884

Solidny port, choć przede wszystkim dla fanów gier przygodowych.

Wśród przygodówek, Secret Files: Tunguska wyróżnia się między innymi dość uroczym dysonansem pomiędzy problemem, jaki musi rozwiązać główna bohaterka, a środkami, których użyje, aby tego dokonać. Już wyjaśniam, o co chodzi: rudowłosa Nina, którą oglądać będziecie z różnych stron podczas standardowego dla przygodówek przeszukiwania otoczenia oraz rozwiązywania zagadek, ma jedno zadanie. Musi odnaleźć swojego ojca, który zaginął w niewyjaśnionych i nadzwyczaj dziwnych okolicznościach. Dziwność ta nie umywa się jednak do sposobów, w jakie będziemy musieli rozwiązywać różnego rodzaju łamigłówki. Wystarczy wspomnieć metodę podsłuchu, którą wymyślili twórcy – Nina musi podsłuchać rozmowę, więc czymś naturalnym wydało im się przyczepienie telefonu do kota i użycie go jako swego rodzaju sondy. Jeżeli więc wychowaliście się na przykład na przygodówkach LucasArts, może to być gra w sam raz dla was. Jeśli odruchowo będziecie próbowali rzeczy, które mają najwięcej sensu w naszym świecie (a więc i tym przedstawionym w grze – stąd ten dysonans), może wam być trudno.

Reklama

Poza tym zupełnie nie można mieć do gry zastrzeżeń... może poza faktem, że od gry przygodowej oczekiwałoby się nieco większego polotu w dialogach czy postaci o bardziej złożonych osobowościach. Sam gameplay natomiast jest zrealizowany bardzo poprawnie. Jest to port gry z PC, ale też Wii i wyposażonego w ekran dotykowy DS-a, więc nie dziwi fakt, iż Niną steruje się przyjemnie. Mamy zresztą do czynienia z gatunkiem wręcz stworzonym do smartfonów i tabletów.

Oprawa graficzna wybija się nieco ponad przeciętną – otoczenia są ładnie zaprojektowane, choć niektóre w sposób typowy dla tego gatunku gier zasypane zostały przedmiotami układającymi się w zwyczajny bałagan, którego zadaniem będzie przytrzymać nas w danej lokacji na trochę dłużej. Większość obrazków jest jednak miła dla oka. Ze szczególnym wskazaniem na główną bohaterkę. Trochę gorzej sprawa ma się z oprawą audio, która, choć nie zaniża poziomu gry, raczej go nie podnosi. Rewelacja, że całość została ładnie zwieńczona pełnym voice-actingiem, jednak mógłby on być nieco mniej płaski i drewniany.

Przejście całej gry zajmie wam około 8-12 godzin, zależnie od tego, jak szybko nauczycie się myśleć o rozwiązaniach takich jak kot z komórką. Długość Secret Files: Tunguska nie zwala więc z nóg, ale wystarczy wam na podróż samolotem w jakieś bardzo odległe miejsce (albo pociągiem na drugi koniec Polski, o ile nie będziecie musieli stać w przejściu, co kompletnie zepsuje wam immersję). Nie jest to dzieło wybitne, ale fanom gier przygodowych powinna przypaść do gustu – poza nielicznymi zgrzytami, o których wspomniałem wyżej, wszystko jest na swoim miejscu. Należy pamiętać, że produkcja kosztuje niecałe 20 złotych, a to naprawdę dobra cena za przyzwoitą grę, która opiera się na czymś więcej niż łączeniu owoców w trójki albo przecinaniu arbuzów.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy