Save the Snail
Angry Birds, Cut the Rope, Limbo, World of Goo. Kiedy mowa o grach logicznych, w których gameplay w dużej mierze bazuje na silniku fizycznym, jest z czego wybierać. Ale co zrobić, kiedy ukończymy najważniejsze tytuły i będziemy mieli ochotę na więcej? Możliwe, że niechcący natrafimy na wydane przez naszych południowo-zachodnich sąsiadów Save the Snail...
Niektóre gry ciężko jest zaszufladkować i opisać trzema słowami, inne niezwykle prosto. Widząc w App Store kategorię „world-building games” każdy rozumie, że ma przed sobą klony Minecrafta, widząc „zręcznościówka z elementami RPG” – produkcję wymagającą refleksu, z nieskomplikowanym systemem rozwoju bohatera. Jakie skojarzenia nasuwają wam się z „gra logiczna oparta o fizykę”?
Gatunek w swoich założeniach na tyle wąski, że każde skojarzenie będzie całkowicie poprawne. Od czasu bumu na gry flashowe twórcy zdają sobie sprawę, że nie istnieje prostszy i tańszy w realizacji pomysł na rozgrywkę: uruchomić silnik fizyczny, wrzucić w paru miejscach obiekty i zaimplementować jakikolwiek model interakcji... Takich produkcji powstały już setki i spora większość to klony klonów, które różnią się co najwyżej zestawem obrazków i dźwięków. Wciąż jednak potrafią załapać – w końcu oparte są o jeden z tych uniwersalnych schematów, znajdujących swoją publikę niezależnie od wykonania (zaraz obok elektronicznego pokera i przeglądarkowych RPG).
Nieszczęśliwie właśnie do tej grupy należy Save the Snail: gra logiczna z opartymi o fizykę zagadkami i kompletnym, ale prawdopodobnie kompletnie świadomym, brakiem innowacji. Każdy poziom w „Uratuj Ślimaka” to zestaw kamieni i kanciastych / krągłych śmieci, które zrzucamy z górnej części ekranu, by przesunąć tytułowego mięczaka w bezpieczne miejsce. Po zużyciu dostępnych przedmiotów następuje mała apokalipsa: deszcz kamyków, z którymi nawet najlżejszy kontakt grozi śmiercią, lub okrutne słońce wypalające do cna naszego bohatera. Jeżeli udało się przesunąć ślimaka pod daszek, przysłonić kawałkiem drewna etc. - niebezpieczeństwo go ominie, a my będziemy mogli przejść do kolejnej planszy.
W skrócie wygląda to więc tak, że rzucamy losowymi przedmiotami i czekamy, aż uda się ochronić bohatera. Niestety trudnością nie jest rozgryzienie układu planszy, ciągu przyczynowo-skutkowych zdarzeń koniecznych do ukończenia poziomu, trudnością nie jest kombinowanie. Jest nią za to zignorowanie niedociągnięć, których w Save the Snail pełno, nie zwracanie uwagi na stworzoną „po kosztach” zawartość...
A przynajmniej ja musiałem dać z siebie wszystko, żeby wyciągnąć z tej gry choć odrobinę zabawy. Ciężko było znieść monotonną szatę graficzną, która nie zmienia się od początku do końca, jeszcze ciężej brak jakichkolwiek dźwięków poza „uh-oh” wyjękiwanego przez ślimaka zaraz przed kamykowym nalotem i „ouch”, kiedy zwierzątko umiera. Nawet fizyka – trzon rozgrywki i jedyny element, od którego czegokolwiek oczekiwałem – nie zdała egzaminu: poprawne rozwiązanie poziomu nie gwarantuje wygranej, bo zawsze jeden kamyk zgubi drogę i nieszczęśliwie zabije bohatera; ruchu przedmiotów nie idzie zaplanować, bo odbywa się na wpół losowo i nieprzewidywalnie.
Największą zaletą marketów oferujących produkcje mobilne jest ilość tytułów, które możemy w nich znaleźć. Jeżeli gra nam się nie podoba, prawie zawsze znaleźć możemy coś lepszego – wystarczy dobrze poszukać. W przypadku Save the Snail nie trzeba się nawet wysilać, przeciwnie: trudność sprawiłoby raczej znalezienie jeszcze mniej przystępnej i gorzej rozplanowanej „gry logicznej opartej o fizykę”.