Pudding Monsters

Lubię pudding. Kto nie lubi? Jest smaczny, można go przyrządzać na wiele sposobów. Te z supermarketu też nie są takie złe. Polecałbym jednak nie trzymać go za długo w lodówce: nie zepsuje się, ale oczekiwanie na śmierć nie należy do najprzyjemniejszych zajęć nawet w przypadku puddingu. Istnieje nawet szansa, że zestresowane jednostki połączą siły ze swoimi elastycznymi braćmi, zespolą się w gigantycznego budyniopotwora i - kto wie - być może następnym razem to one wybierać będą, kogo pożreć na śniadanie, a kogo zostawić na podwieczorek.

Reklama

W przywódcę, czy raczej zbiorową świadomość takich zbuntowanych, puddingowych stworków, możemy się w Pudding Monsters wcielić. Niestety, droga do grupowego zespolenia - łączenia pojedynczych podwładnych w większe osobniki - naznaczona jest wieloma trudnościami. Pudding nie posiada kończyn i potrafi jedynie nieporadnie ślizgać się po powierzchni, więc filiżanka kawy, fortepian czy dom sąsiada mogą okazać się znaczącymi utrudnieniami. A może by tak wykorzystać je na własną korzyść?

Wystarczy trochę pokombinować i - obijając się o wszystko, co stanie na naszej drodze - utworzenie dużego puddingu nie powinno sprawić większego problemu. Dobrze jest jednak formować naszych podopiecznych w taki sposób, żeby w momencie zespolenia znajdowały się na miejscu jednej z trzech gwiazdek, dwóch, nawet trzech naraz. Wszystkie możliwości są osobno punktowane, a jeśli mamy zamiar wziąć odwet na gatunku ludzkim i ukończyć wszystkie poziomy, trochę tych punktów będziemy potrzebowali. Trochę bardziej skomplikowanych kombinacji.

Niektórzy pójdą na skróty i skorzystają z niechlubnego modelu "płać by wygrać", ale czego innego spodziewać się po grze za dolara. Nie ma to zresztą znaczenia, bo wystarczy ruszyć głową, żeby poradzić sobie z ukończeniem całości nie wydając na nią ani grosza. Nawet wyskakującymi w androidowej wersji bezpłatnej reklamami nie ma się co przejmować - gra nagrodzi nas kilkoma dodatkowymi punktami niezależnie od tego, czy reklamy obejrzymy, czy pominiemy odpowiednim przyciskiem.

Z czasem pojawią się nowe rodzaje puddingu: uśpione, zostawiające za sobą lepką maź, niesamowicie silne. Wiążąc to ze zróżnicowanymi elementami lokacji, czas poświęcony na każdy poziom będzie się wydłużać - dla przeciętnego gracza wydłużać przyjemnie, pozostając wciągającym, ale dla tych najmłodszych coraz bardziej nieznośnie. Co więcej, jeżeli nabierzemy trochę wprawy, przyjazna mechanika łączenia stworków zacznie odkrywać swoje wady. Twórcy mogą ją rozwijać i urozmaicać, ale niektóre gry logiczne mają określony poziom trudności, ponad który nie mogą się wznieść - tak też jest z Pudding Monsters. Każdy, kto szybko się uczy, w połowie gry kolejne lokacje przechodzić będzie już automatycznie, bez większego zastanowienia, a całość ukończy z nieprzyjemnym niedosytem.

Ale nawet jeśli łamigłówki okażą się troszkę za proste, tworzenie puddingowego monstrum pozostanie zabawne i miłe dla oka. Galaretowate stworki wyposażone są w charakterystyczne wąsiki, zabawne kapelusze i żywo reagują na wszystko, co dzieje się na ekranie. Do kształtów, kolorystyki, a już szczególnie animacji przyłożono naprawdę dużo serca i wyglądają zjawiskowo - nawet na tle setek innych gier mobilnych utrzymanych w podobnym stylu graficznym.

Pudding Monsters jest, podobnie jak poprzedni tytuł ZeptoLab - Cut the Rope, grą z założenia uniwersalną. Śliczną, wciągającą, prostą w odbiorze. Nie zepsuto żadnego ze składników tego typu produkcji - możemy przechodzić ją casualowo (dopłacając lub oglądając rozwiązania w internecie), a możemy porządnie wymaksować; oprawa zadowoli i rozbawi praktycznie każdego, a reklamy nie są ani trochę uciążliwe. Gra idealnie mobilna i w każdym calu przesmaczna.

[inpl:gamerank rank="5.5"]

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy