Mikey Shorts

W poszukiwaniu wymagających platformówek każdy natrafił już pewnie na Mikey Shorts. Gra uznana została przez Apple za najlepszą grę retro 2012 roku, ale ani darmowe demo, ani screeny, ani nawet gameplaye niekoniecznie musiały was zachęcić, bo prezentują się nieszczególnie. Siła Mikey Shorts drzemie jednak w czymś ukrytym głęboko pod oprawą graficzną i zawartością wersji demonstracyjnej.

Platformówki można przechodzić na różne sposoby, a dobry przedstawiciel gatunku przeważnie uwzględnia je wszystkie. Jedni uwielbiają bawić się w zbieractwo i skakać po każdą monetę, inni wolą podejście "byle przejść" i po prostu biegną przed siebie. Istnieje jednak grupa graczy zafascynowana zjawiskiem zwanym "speedrun" - przechodzeniem gry bądź konkretnego poziomu w jak najkrótszym czasie, nie dopuszczając do żadnych błędów, upadków, śmierci.

Reklama

Zjawisko to ma już długoletnią tradycję, bo speedruning funkcjonuje w społecznościach niemal każdej produkcji. Czy był to Doom, Metroid, czy po prostu Super Mario Bros., gracze wykorzystywali wszelkie możliwe - a nawet, teoretycznie, niemożliwe - techniki do osiągnięcia najlepszego czasu. Godzinami planowali najkrótsze trasy dla poszczególnych plansz, odkrywali i używali na własną korzyść błędy fizyki, a nawet konstruowali dodatkowe oprogramowanie ułatwiające ukończenie poziomu - i zdobycie jeszcze lepszego wyniku.

Na urządzeniach mobilnych ludzie ci nie mają jednak łatwo, bo mało która gra oferuje gameplay porządnie do speedrunów przystosowany. Podstawą takiej produkcji byłyby nieprzekombinowane zasady rozgrywki i precyzja w sterowaniu postacią. Przydałoby się też motywowanie gracza nagradzaniem szybkiego "przebiegania" poziomów - nie tylko zaliczania, ale przede wszystkim zaliczania w krótkim czasie.

Ale właśnie dla nich, a w tym i dla mnie, powstało Mikey Shorts. Platformówka, w której na pierwszy rzut oka ciężko doszukać się czegokolwiek odstającego od dziesiątek "retro platformerów" tworzonych każdego dnia przez niezależnych producentów. Twórcy Mikey Shorts nie przejmowali się bowiem wymyślnymi powerupami, trzydziestoma rodzajami przeciwników, wybuchami, fajerwerkami - stworzyli jak najprostszą oprawę graficzną, jak najprostszą mechanikę i skupili się na jednym, jedynym istotnym elemencie. Na speedrunie.

Grę rozpoczynamy od trybu fabularnego, którego poziom trudności nie powala - jeśli uda nam się ukończyć planszę, to najprawdopodobniej zmieścimy się w najlepszym czasie i zostaniemy nagrodzeni trzema gwiazdkami. Jest to jednak coś na rodzaj tutorialu, krótkiej nauki; po godzinie biegania, schylania się i skakania po platformach  jesteśmy już wystarczająco wprawieni, by otrzymać dostęp do właściwego trybu - "challenge". Składa się z 60 okrutnie ciężkich plansz, w których zdobycie pozytywnego wyniku (czyli ukończenie w odpowiednio krótkim czasie)) wymaga w nich połamania palców i wylania na ekran ośmiu warstw potu.

W takiej grze nikt z grupy docelowej nie potrzebuje więcej, niż jednego rodzaju przeciwników. Nikogo nie obchodzi też obrzydliwie prymitywna grafika (wliczajac w to "przebrania" na poziomie paintowych wygibasów 8-latków) i brak większych urozmaiceń. Nikt nie musi przytrzymywać ich przy grze jakimikolwiek dziwactwami - wystarczy im speedrun, który w Mikey Shorts przygotowano w formie tak czystej, jak to tylko na mobilkach możliwe.

Wersja demonstracyjna nie pokazuje wiele - ledwie cztery prościutkie plansze - ale dostępna jest za darmo, więc można spróbować. Jeżeli bohaterem będzie się wam sterowało wystarczająco swobodnie, a zdobycie wszystkich gwiazdek dostarczy nieco satysfakcji, nie ma nad czym się zastanawiać - Mikey Shorts jest warte o wiele więcej, niż śmieszne 0,89€.

[inpl:gamerank rank="5.0"]

 

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama