Lith - recenzja

Znany pomysł w dobrym wykonaniu.

Na pewno graliście kiedyś w jakąś grę, w której zawarto motyw, na podstawie którego oparte zostało Lith. Chodzi o ślizganie na lodzie po prostych liniach, zatrzymując się na różnych elementach – na przykład kamieniach – i szukając w ten sposób jedynej słusznej drogi do celu. To jak labirynt, tylko o wiele bardziej przyjemny, a jednocześnie pozwalający rozwiązać się za pomocą myślenia, a nie tylko metody prób i błędów.

Na tym oparte zostało całe Lith, gra autorstwa dwóch braci. To koncepcja na tyle prosta, że i nad samym gameplayem nie ma co się rozwodzić. I tak wszyscy doskonale już to znacie. Tutaj sterujemy na ekranie dotykowym, musimy więc maznąć palcem w odpowiednim kierunku. Niektóre plansze są dłuższe, więc pukamy dwukrotnie, aby zobaczyć całość i opracować naszą drogę. Jakkolwiek proste nie byłyby założenia gry, zapewniam, że spędzicie przy niej długie godziny, niejednokrotnie przekonani, że przecież spróbowaliście już wszystkich możliwych kombinacji. Przekonani oczywiście błędnie – wszystko oparte zostało na sprytnym level designie, po którym widać kunszt autorów.

Reklama

Twórców pochwalić należy za fantastyczną oprawę audiowizualną. W grze dostępne jest 6 światów, a każdy z nich ma swój własny klimat. Grafika jest miła dla oka, a utwory przygrywające w tle powinny zostać wydane jako osobna ścieżka dźwiękowa. Atmosferą Lith przypomina niekiedy produkcje Nicalis, takie jak NightSky (muzyka brzmi często bardzo podobnie do kompozycji Chrisa Schlarba) czy Knytt Underground. I to właśnie ten zimowy, przytulny feeling odróżnia produkcję od dziesiątek podobnych zbiorów łamigłówek.

Nie jest to więc superprodukcja, prawdopodobnie nie trafi do waszej listy "top 10 gier mobilnych", ale niewątpliwie pozostawi miłe wspomnienia. Możecie wypróbować grę za darmo. Za kilkuzłotową dopłatą otrzymacie pełną wersję, na którą składa się ponad 150 poziomów. Sami przyznacie, że to uczciwa cena.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy