Into the Dead

Tematyka zombie kilka lat temu zawładnęła światem gier mobilnych i nie wydaje się  schodzić z piedestału top trendów. Przedzieranie się przez chordy umarłych i roztrzaskiwanie ich czaszek na kawałki jest zajmujące, jednak prawdziwnym powiewem świeżości okazał się Into the Dead.

W grze tej jesteśmy jednym z niewielu żyjących ludzi (lub też ostatnim człowiekiem na całym globie), który walczy o życie w świecie opanowanym przez zombie. Zamiast wielkich giwer, pułapek w stylu Predatora lub Rambo, czy też śmiercionośnych zmodyfikowanych samochodów podstawową bronią naszej postaci są szybkie i wytrzymałe nogi.

Reklama

Into the Dead jest rasowym endless runnerem z widokiem z perspektywy pierwszej osoby. Naszym zadaniem jest dokonanie jak najdłuższego sprintu przez pola, którego zwieńczeniem niestety zawsze jest ta sama śmierć nosząca znamiona zgnilizny. Zombiaki poruszają się wolno, jednak ich mnogość i skutecznie ograniczona widoczność przez mgłę, czy też romantyczne pola kukurydzy sprawia, że nie jest to radosny jogging. Deweloperzy przygotowali dla Nas kilka trybów  sterowania, w tym klasyczny „przyciskowy” (lewo, prawo), jak i bazujący na g-sensorze. Takie rozwiązanie sprawia, że w grę tę z zadowoleniem mogą pograć zarówno wyjadacze rozpoczynający swoją przygodę z grami od NESa, czy Atari, jak i świeżaki, dla których komiks Walking Dead jest już historyczną pozycją.

Na polu, które przemirzamy pojawiają się również emanujące energią pudła, w których skrywa się broń palna.  Wprowadzenie możliwości finalnej anihilacji zombie podnosi miodność rozgrywki. Wielkim sukcesem jest również nowy pakiet aktualizacyjny, w którym swe miejsce znalazł między innymi  bojowy owczarek niemiecki, który w naszej obronie jest gotów rzucić się do gardeł pięciu zombie, które zagryza. Jeśli wybierzesz pakier z owczarkiem, każdy kontakt z zombiakiem spowoduje powalenie na ziemię i malownicze zagryzienie. Aktywacja broni (od startu), czy też bieg bez ekwipunku powoduje, że ilość „kontaktów” może wzrosnąć.

Za każdy bieg w zależności od jego długości otrzymujemy monety, które możemy wydać między innymi na bronie i amunicję. Do dyspozycji gracza oddano również „broń białą” w postaci piły mechanicznej, która jest gwarantem dobrej zabawy w każdym survival horrorze. Oprawa graficzna prezentuje się bardzo dobrze. Zarówno plansze, jak i zombie są wykonane estetycznie, szczególnie jeśli ocenie poddajemy nowy pakiem z amerykańskimi rugbystami. Dźwięki wydawane przez kreatury oraz otoczenie, na które oddziałujemy cieszą uszy. Grywalność ogranicza się co prawda do kilku biegów w serii lub powrotów do tytułu raz na jakiś czas, jednak jak na darmowy produkt bez irytująco duzych reklam jest to całkiem dobry wynik.

[inpl:gamerank rank="4.0"]

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy