Indie Pixel

Indie Pixel pobrałem za darmo w zeszłym tygodniu i choć bardzo się staram, nie potrafię się od tej gry oduzależnić. Przy każdym obiedzie, pobycie w toalecie, w każdym tramwaju i przed każdym snem biegam kwadratem, układam głupie wzorki z innymi kwadratami-graczami, zbieram punkty i cieszę się jak dzieciak z odblokowywanych tapet.

Wśród cech gier multiplayerowych (czy raczej Massive Multiplayer Online) jedną z najważniejszych jest fakt, że opierają się na interakcji z innymi ludźmi. Istnieje grupa graczy, która właśnie z tego powodu - i tylko z tego - nie potrafi się za MMO zabrać. Po dziesiątkach niemiłych doświadczeń z pokładaniem wiary w anonimowego gimnazjalistę uderzającego pięścią w klawiaturę czy tzw. greedera, który uwielbia uprzykrzać życie pozostałym graczom, łatwo się do tego trybu zrazić i omijać szerokim łukiem przycisk "multiplayer" w każdej grze. Jako jeden z przedstawicieli tej grupy nie wierzyłem, że Indie Pixel - produkcja, w której wygrana w stu procentach zależna jest od widzimisię pozostałych graczy - może się spodobać, może wciągnąć.

Reklama

Zasady w praktyce nie sprawią nikomu problemu, choć ciężko je wytłumaczyć. Pole gry to coś na rodzaj szachownicy, za którą kryje się obrazek. Każdy z uczestników zabawy steruje małym kwadratem umieszczonym na planszy. Co 10 sekund na dole ekranu pojawia się kształt, a gracze - poruszając się po mapie - muszą ułożyć go swoimi kwadratami przed końcem rundy. Jeśli im się uda, każdy otrzyma punkty i odkryje część zakrytego obrazka.

Dodatkowo podczas każdej z rund na szachownicy pojawiają się małe, zielone obszary - jeśli podaną figurę ułożymy pozostając w jego obrębie, zdobyte punkty zostaną przemnożone trzykrotnie. Mamy też do dyspozycji cały szereg powerupów: zwiększających ilość zdobywanych punktów, pożerających pozostałych graczy, a nawet zmieniających na pół minuty muzykę. Ostatecznym celem gry jest odkrycie 80% obrazka ukrytego na planszy - możemy go wtedy zapisać na urządzeniu i, przykładowo, ustawić jako tapetę.

Najciekawsza w całej mechanice jest komunikacja z innymi graczami. Im jest ich więcej, tym bardziej wymyślne figury każe się nam układać. Gdyby twórca Indie Pixel umożliwił komunikację głosową, prawdopodobnie non stop męczylibyśmy się z krzykami typu "ja chcę być na górze!", "ty, przesuń się w prawo!" i tak dalej. Zamiast tego mamy do dyspozycji tylko dwie opcje: podświetlić naszego kwadrata na około sekundę (opcja niewyczerpywalna) lub skorzystać z powerupów i komunikować się z ich pomocą (otrzymujemy je wraz ze zdobywaniem punktów).

Dochodzi dzięki temu do kuriozalnych sytuacji, w których niemoc rozmawiania i pisania zmusza nas do kombinatorstwa. Przykładowo, kiedy kwadraty na mapie są cztery, a docelowa figura składa się z trzech pól, jeden z graczy zawsze pozostanie poszkodowany. Jak uniknąć zostania tym nieszczęśliwcem? Możemy po prostu jako pierwsi dobiec do pola przemnażającego punkty i podświetlić bohatera sygnalizując, że czekamy na pozostałych; jeśli jednak nie zdążymy, możemy, między innymi, użyć powerupa podwajającego punkty i tym samym zachęcić pozostałych. Opcji jest mnóstwo i dają sporo zabawy.

Jeśli dorzucić do tego rozwijanie bohatera - im więcej mamy punktów, tym więcej elementów ubioru do kustomizacji kwadrata i więcej powerupów - i genialną motywację do powrotów w postaci "wygrywanych" tapet - Indie Pixel potrafi uzależnić jak mało która gra multiplayer. Za moment znów ją uruchomię i prawdopodobnie będę uruchamiał jeszcze przez wiele dni.

[inpl:gamerank rank="5.0"]

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy