Icycle: On Thin Ice

Jeżeli macie zamiar wydać na zręcznościówkę 3 złote, prawdopodobieństwo, że traficie na niegrywalnego potworka i pożałujecie nawet tych kilku złotych, jest ogromne. Nie ma jednak sensu strzelać w ciemno. Wybierzcie Icycle - jeśli lubicie platformówki i dobrą zabawę, będziecie co najwyżej żałować, że nie zapłaciliście twórcom więcej.

Icycle wita nas długą, abstrakcyjną scenką, w trakcie której zlodowaciały świat absurdalnie pęka, przechodzi metamorfozy i robi na złość bohaterowi - nagiemu nieszczęśnikowi pedałującemu na miniaturowym rowerku. Po chwili animacje nabierają sensu, opowiadając jego tragiczną historię: jest ostatnią żywą osobą w postapokaliptycznej przyszłości, a za jedyne towarzystwo służy mu ulepiona ze śniegu przyjaciółka.

Reklama

Ciąg nieprzychylnych zdarzeń nie ma jednak końca - głowa bałwana-towarzyszki zsuwa się po zboczu i znika nam z oczu, a my wyruszamy w podróż jej śladami. Podróż prowadzącą przez kilkadziesiąt małych dzieł sztuki, z których każde znam już na pamięć i bardzo miło wspominam: w Icycle jeździmy rowerkiem po centrum handlowym, cyrku, polu minowym, pływamy pod wodą i latamy z użyciem parasola; dwa razy trafiamy nawet do świata snów, gdzie wyskakujemy z growej rzeczywistości i całujemy się z rybą. Tak, całujemy się z rybą.

Studio Damp Gnat potrafiło nie tylko zaprojektować plansze zabawne i ciekawe wizualnie, ale przede wszystkim tętniące życiem - każda wita nas nową scenką, nowymi zasadami i pomysłami. Raz wykorzystujemy na swoją korzyść ciśnienie wodne, innym razem odbijamy od wybuchających lizaków, czasem uciekamy przed śnieżną lawiną czy prześlizgujemy przez skalne szczeliny. Choć ukończenie gry w pełni wymaga wykonania czterech zadań na każdym z etapów - "dotrzeć do mety w piżamie i kaloszach" i tym podobnych - nie nudziłem się nawet przez moment. Ba, chwilami nie mogłem zmusić się do wyłączenia Icycle.

Skoro wspomniałem już o ciuchach, gwoli wyjaśnienia: w trakcie gry zbieramy śnieżki, które potem wymieniamy na zabawne odzienie, pojazdy, potężniejsze odkurzacze (przyciągające śnieżki z odległości) i większe parasole. Funkcjonując jako standardowa "wewnętrzna waluta", śnieżki doładować możemy za rzeczywiste pieniądze, ale nie ma takiej potrzeby - cały sklepik bezproblemowo ogołociłem nie dorzucając do bazowej ceny żadnych złotówek.

Wracając do tego, co w platformówkach najważniejsze, czyli elementu zręcznościowego - ukończenie Icycle w całości zajmuje wiele godzin przeklinania i temperowania swoich zdolności. Projekt map przypomina trochę Super Meat Boya - partie plansz wymagają wprawdzie troszkę pamięciówki, ale w większej mierze wyrobionego godzinami męki skilla.

Sterowanie jest intuicyjne i przyjemne, choć z początku może się wydawać upierdliwe - pojazdy (monocykl, gokart, wózek z supermarketu) i parasole (zwykłe, ogrodowe, plażowe) mają swoje ograniczenia, którym zmuszeni jesteśmy się poddawać. Z biegiem czasu uczymy się jednak odpowiednio je wykorzystywać - kończenie wymagających plansz i zadań z nimi związanych staje się wtedy o wiele prostsze.

Icycle zapada w pamięć jak mało co - to mała kopalnia oryginalności, porządnie zaprojektowanych, dość nowatorsko "żywych" map i genialnych animacji na najwyższym poziomie. Aż przykro, że abstrakcyjne arcydzieło Damp Gnat kosztuje tak mało - za miło spędzony czas najchętniej zapłaciłbym im i kilka razy tyle.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama