Godfire: Rise of Prometheus
Konsolowa gra na smartfony, na dodatek od rodzimego studia? Polak potrafi!
Z racji całkowicie dotykowego interfejsu, nieprzystosowanego do dużych produkcji znanych z konsol, tworzenie tego typu gier na smartfony i tablety to dość karkołomne zadanie. Zadanie, jakiego podjęło się polskie studio Vivid Games, które wydało na świat Godfire: Rise of Prometheus. Z jakim skutkiem?
Na początek trochę koniecznego tła: w Godfire, jak wywnioskowaliście już z nazwy, sterujemy Prometeuszem. A konkretnie: nieco bardziej "macho"-wersją Prometeusza. Cała fabuła to stuningowane spojrzenie na historię znaną z mitologii – bohater wykrada ogień bogom, by przekazać go rasie ludzkiej. Oprócz kilku szczegółów (jak na przykład stosów trupów, które zostawia za sobą w Godfire), wszystko się zgadza. Ale zajmijmy się gameplayem, bo to tutaj ambicjami gra wybija się ponad właściwie każdą produkcję, w jaką miałem przyjemność grać na platformach mobilnych.
Trzeba powiedzieć sobie jasno: bardziej konsolowej gry niż Godfire nie znajdziecie ani na iOS, ani Androidzie. Jest ona określana mianem hybrydy pomiędzy God of War i Infinity Blade. O ile z tym pierwszym tytułem jestem w stanie się zgodzić – produkcja ewidentnie nawiązuje do krwawych przygód Kratosa klimatem, tematyką i nawet trochę gameplayem – o tyle porównanie do Infinity Blade to nieporozumienie. Doceniam niektóre elementy serii od Epic Games, ale nazywanie jej erpegiem akcji to spore nadużycie. Walka przypomina tam bardziej gry rytmiczne niż dowolne action-rpg. I tutaj kryje się najważniejsza różnica pomiędzy tytułami pokroju Infinity Blade a Godfire, które naprawdę jest slasherem. Slasherem zupełnie niepasującym do platformy, na którą został wydany.
Bardzo nie chciałbym zabrzmieć, jak ktoś, kto nie lubi grać na smartfonie – wręcz przeciwnie, niektóre gatunki gier mające swoje korzenie na platformach takich jak PC czy konsole, o niebo lepiej sprawują się na wybitnie osobistym i miniaturowym sprzęcie z ekranem dotykowym. Slashery jednak do nich nie należą.
Dlatego jeżeli mam wymienić jakąś wadę Godfire, będzie nią tylko wybór platformy. Gra prawdopodobnie sprawdziłaby się doskonale na dużej konsoli (albo małej konsoli – ale czymkolwiek z fizycznymi przyciskami), ale nie na ekranie z wyświetlanym analogiem i przyciskami. Możemy się oszukiwać, że po dłuższym czasie idzie się do takiego sterowania przyzwyczaić, ale zanim to nastąpi, gra się kończy. Bo Godfire nie jest zbyt długie – główna kampania wystarczy wam maksymalnie na kilka godzin. Co jest zupełnie w porządku, bo nikt od gry za 6 euro – zwłaszcza TAK wyglądajacej i TAK ambitnej – nie będzie oczekiwał 70-godzinnej przygody.
Mimo wszystko trzeba to przyznać: jak na ograniczone warunki, jakie stwarza ekran dotykowy, Godfire: Rise of Prometheus daje radę. Jako slasher nie jest oczywiście przełomowe – ot, chodzimy, zabijamy dużo przeciwników, pokonujemy bossa, ulepszamy ekwipunek i wracamy do początku cyklu. Zostało to zrealizowane zaskakująco sprawnie, ale skłamałbym twierdząc, że Godfire to kolejny God of War. To MOBILNY God of War, co – jak już zauważyliście po litrach łez wylanych powyżej – ma ogromne znaczenie. Mimo tego, jest to bardzo dobra produkcja, która na pewno co najmniej przypadnie do gustu każdemu, kto szuka konsolowych wrażeń na platformie mobilnej... i większości posiadaczy kontrolerów do iOS, bo z nimi prawdopodobnie Godfire nabiera nowej jakości.