Glyph Quest

Gdybym miał w tej chwili wybrać grę mobilną, którą zabrałbym ze sobą na podróż busem, pociągiem czy samolotem, byłoby to właśnie Glyph Quest - jedna z niewielu produkcji na smartfonach i tabletach, które nawet po kilkunastu godzinach jazdy/lotu nie zdążyłyby się znudzić. Ba, Glyph Quest spokojnie starczyłoby i na podróż powrotną.

Glyph Quest w pewnym sensie blisko do japońskiego, turowego RPG-a. Akcje w walce wykonujemy naprzemiennie - raz ciskamy we wroga czarem, raz potwór atakuje nas bądź nakłada negatywny status. Sęk w tym, że rzucane przez nas zaklęcia generujemy w ramach minigry logicznej. Plansza umieszczona nad walczącymi składa się z zestawu bloczków symbolizujących żywioły. Łącząc palcem dwa identyczne żetony, wyzwalamy w nich moc, która zadaje przeciwnikowi obrażenia.

Reklama

Strategia, kombinacje i właściwa zabawa zaczynają się, kiedy do łamigłówki dochodzą kolejne zasady i triki. Opłaca się np. najpierw polać przeciwnika wodą, a potem podpalić ogniem - obrażenia będą większe. Warto też próbować z seriami ataków tego samego typu, żywiołami, na które dany przeciwnik jest najbardziej podatny... i tak dalej. Możliwości jest pełno, system rozwija się w trakcie rozgrywki i ciągle rzuca przed nami wyzwania, przeciwników wymagających wspomnianych kombinacji.

Wszystko to ubrane zostało w RPG-owy system zdobywania celów: odkrywania nowych czarów z księgi, uzupełniania pokonanych potworów w bestiariuszu, zdobywania monet i wymieniania ich na praktyczne pomoce. Takiego materiału jest w Glyph Quest strasznie dużo, co świetnie motywuje do dalszej rozgrywki - podobnie jak w chociażby Puzzle Queście, roleplayowe rozwiązania tego typu grom po prostu wychodzą na dobre.

Dzięki rozbudowanym mechanizmom z Glyph Quest spędzić można sporo miłych chwil - a właściwie dni - ale głębiej w pamięć zapadło coś zupełnie innego: oprawa graficzna. Urządzenia mobilne są zbyt małe, by zawrzeć w nich tradycyjny artyzm - im więcej komplikacji i im więcej myśli, tym mniej przejrzysty efekt. Twórcom Glyph Quest udało się to jednak przeskoczyć. Grube kontury, uproszczone, ale niesamowicie stylowe rysunki i klimatyczna, ponura kolorystyka - trzecim okiem gra wygląda jak slideshow namalowanych farbkami dzieł sztuki, a nie RPG o łączeniu żetoników.

Glyph Quest poleciłbym każdemu, kto ze smartfonem lub tabletem rusza w dłuższą podróż - to gra na co najmniej kilkanascie intensywnych, wymagających wielkiej uwagi godzin. W Glyph Quest łatwo się wciągnąć i poczuć, jak gdyby grało się na handheldzie - w twór, którego produkcja wymagała nie tylko pieniędzy, ale w równym stopniu pomysłów i zaangażowania ze strony twórców.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama