Fat Princess: Piece of Cake - recenzja

Dobre rozwinięcie starego pomysłu, kompletnie popsute mikrotransakcjami.

Zastanawialiście się kiedyś, kto wymyślił model free-to-play i towarzyszące mu mikrotransakcje? Ja tak – i przy okazji rozważałem, czy powinien za to pójść do piekła, czy tylko do więzienia. Taka wieczorna zaduma ogarnęła mnie po grze w Fat Princess: Piece of Cake, czyli najgorszym z możliwych przykładów f2p. Gry bardzo dobrej, ale niemiłosiernie zablokowanej systemem energii i niezbędnymi power-upami, przez co kompletnie niegrywalnej. Ale zacznijmy od początku, może uda mi się ochłonąć i spojrzeć na to wszystko racjonalnie.

Reklama

Fat Princess nie jest nową marką, jednak Piece of Cake nie ma zbyt wiele wspólnego z jej przeszłością – tym razem twórcy (PlayStation Mobile) postanowili zaoferować nam grę typu match-3. Jeżeli czytaliście wcześniej jakąkolwiek z moich recenzji, możecie znać moje nastawienie do większości tego typu gier. Nie jest ono zbyt przychylne, bo gatunek ten to jeden wielki atak klonów z różnymi skórkami (a na czele tej armii siedzi King.com z przeróżnymi wersjami dokładnie tej samej gry). Rzadko zdarza się, żeby jakieś match-3 rzeczywiście wyróżniało się na tle siostrzanych produkcji.

Tak jest w przypadku Fat Princess: Piece of Cake. Tutaj ekran podzielony mamy na dwie części – na jednej dopasowujemy ikonki, na drugiej natomiast odbywa się niby-erpegowa walka. Dopasowując trzy miecze sprawiamy, że nasz rycerz zaatakuje jednego przeciwnika, dopasowując serduszka sprawiamy, że kapłan leczy drużynę i tak dalej. To niezwykle ciekawy przypadek, bo znana i oklepana mechanika match-3 jest tu właściwie pretekstem, zamiennikiem części systemu walki. I chociaż właściwie na samej walce gra się opiera (plus ulepszaniu wojowników, ale przecież po to, żeby walczyć), to nic, bo w przypadku gry mobilnej w zupełności wystarcza to, by uznać produkcję za kompletną.

Piece of Cake jest bardzo dobre – przyjemne, dobrze rozplanowane, ekscytujące, a miejscami nawet zabawne. Do czasu. Każda kolejna walka zabiera energię, którą trzeba odnowić czekając, lub płacąc. Ponadto, jeśli nasz kompan polegnie w walce, możemy go wskrzesić – teoretycznie da się to zrobić podczas walki, w praktyce jednak nie ma co na to liczyć (nie zagłębiając się w szczegóły tej mechaniki), a więc pozostaje ponownie sypnąć groszem.

Problem w tym, że prawdziwą naturę tej rozgrywki poznajemy stosunkowo późno, gdy już wciągnęliśmy się i chcemy grać więcej… a nie możemy. Czy to nie jest najgorszy pomysł w historii gier? Dać komuś swoją produkcję, poczekać aż zacznie mu się podobać, po czym odebrać mu ją, każąc płacić albo czekać do następnego dnia? To zwyczajnie nieuczciwa, niedobra praktyka. I paradoksalnie, gdybyśmy mieli do czynienia z grą słabą, dostałaby lepszą ocenę. Bo to, jak dobre jest Fat Princess: Piece of Cake, tylko pogarsza sprawę. Jak słusznie skomentował ktoś na App Store: „jeżeli chcesz grać po 5 minut co dwie godziny, to gra dla ciebie”. Niestety nie chcę, a już na pewno nie w tak wciągający tytuł. I wy też nie chcecie, zapewniam was.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy