Czy Nintendo przekonało się do gier mobilnych?
Donosy o edukacyjnym tablecie Nintendo napędzanym Androidem nie zostały jeszcze potwierdzone, ale Reggie Fils-Aime - dyrektor Nintendo of America - zdradził, że firma pracuje pełną parą i powoli próbuje zdecydować się, co tak właściwie chce z urządzeniami mobilnymi poczynić.
Bo w końcu musi: podczas gdy Nintendo czeka i planuje, aplikacje Sony i Microsoftu działają i mają się dobrze. "Zdajemy sobie sprawę, jak ogromna jest społeczność użytkowników smartfonów i tabletów" - mówi Reggie. "Dlatego musimy się porządnie zastanowić, w jaki sposób wykorzystać jej potencjał" - dodaje.
"Cały czas eksperymentujemy z wyodrębnieniem części naszych gier w taki sposób, by ich mobilne odpowiedniki zachęcały do zakupu konsoli Nintendo i wypróbowania oryginału" - dodaje dyrektor Nintendo of America. "Takie aplikacje pozwalałyby na jakąś interakcję - trzęsienie telefonem, poruszanie nim, stukanie w ekran - ale byłyby tworzone w celach czysto marketingowych".
Asów w rękawie Nintendo ma wiele: na myśl o mobilnych wersjach gier z wąsatym hydraulikiem w roli głównej, smartfonowych odsłon serii Pokemon czy The Legend of Zelda, wielu fanom cieknie ślinka, a portfele otwierają się same. Zdając sobie sprawę z wartości exclusive'ów firma planuje jednak wydawać co najwyżej reklamowe, zachęcające do zakupu konsol japońskiego giganta minigierki.
Zapotrzebowanie na produkcje spod szyldu Nintendo odwzorowuje ilość mobilnych "odpowiedników", które udały się i zarobiły setki tysięcy, a nawet miliony dolarów - wystarczy wspomnieć o Monsters Invade: Oz, najpopularniejszej podróbie Pokemonów, czy o inspirowanym Zeldą tytule wybranym przez Apple jako gra niezależna roku 2013, czyli Oceanhorn: Monster of Uncharted Seas.