Colossatron: Massive World Threat

Kto przynajmniej nie próbował Fruit Ninja i Jetpack Joyride, prawdopodobnie w życiu nie odpalił Google Play lub App Store. To jedne z najpopularniejszych gier mobilnych na świecie, trafiające na miliony urządzeń i w milionach liczące dochody. Jak udał się zupełnie nowy, długo zapowiadany hit Halfbrick Studios, czyli Colossatron: Massive World Threat?

Przyszłość naszego gatunku stanęła pod znakiem zapytania - gigantyczny wąż-robot spadł na Ziemię z kosmosu i niszczy wszystko, co stanie na jego drodze. Ludzkość robi wszystko, co w jej mocy, by zapobiec niebezpieczeństwu: wojsko wysyła najnowocześniejsze i najbardziej efektywne siły zbrojne, a media nadają o każdym, najmniejszym ruchu mechanicznego gada.

Reklama

Gdzie w tym wszystkim miejsce dla gracza? Operuje czołgami i strzela w tytułowego Colossatrona? Może steruje samym wężem i samodzielnie obiera cele ataków? Niestety, nie - gracz zajmuje się dopasowywaniem czerwonych bloczków do innych czerwonych bloczków, żółtych do żółtych, i tak dalej.

Tytułowy potwór zbudowany jest z różnokolorowych, mechanicznych elementów zwanych "powercore'ami". Każdy z nich ma określoną funkcję - np. niebieskie rażą ludzkość prądem, a zielone leczą węża. Znaczenie mają też łączenia klocków: niebieski z żółtym tworzy zielony, a trzy elementy tego samego koloru zamieniają się w jeden, potężniejszy.

Podczas gdy Colossatron niszczy miasta i wymienia się seriami wybuchów z siłami ludzkości, gdy u dołu ekranu przelatują telewizyjne wiadomości, a dziennikarz komentuje poczynania potwora, my... szukamy wzrokiem powercore'ów, które raz na jakiś czas pojawiają się na ekranie, i przeciągamy je palcem w stronę węża.

Prędko okazuje się, że tak naprawdę na wielkie miasta, wojskowe bazy i rozwałki nie zwracamy uwagi, nie mając na nie najmniejszego wpływu - interakcja ogranicza się do "łapania" palcem klocków, więc uczymy się filtrować zamieszanie na ekranie i skupiać tylko na nich. Dopieszczona i domknięta na ostatni guzik konwencja okazuje się być niczym więcej, niż tylko tłem dla niesamowicie skromnego gameplayu. Przerost formy nad treścią to po prostu mało powiedziane.

A, niestety, sama rozgrywka staje się z czasem straszliwie mdła. Kombinowanie ze strukturą tytułowego stwora bawi miernie, bo nie wymaga ani szybkiego podejmowania decyzji, ani jakiejkolwiek myśli taktycznej. Nawet pojawiające się później supermoce i ulepszenia niewiele pomagają - Colossatron nie wciąga, jak powinien i umywa się do innych gier opartych na podobnym pomyśle, jak chociażby Monsters Ate My Condo.

Mimo wszystko Colossatron znajdzie swoich fanów, bo na widoczność tytuły od Halfbrick Studios pracować nie muszą - publikę zapewnioną mają już na starcie. Szkoda, że poza promocją gra nie reprezentuje sobą żadnej wartości: zamiast zapomnieć o bożym świecie i bawić się jak przy Jetpack Joyride czy Fruit Ninja, większość czasu przy Colossatronie spędziłem na wymyślaniu lepszych sposobów wydania tych nieszczęsnych trzech złotych.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy