Angry Birds: Star Wars II

Przyznam na starcie: nigdy nie lubiłem Angry Birdsów. Strzelanie ptactwem, gdzie trudność stanowi obieranie kierunku i przewidywanie toru lotu, nie jest i nawet w 2009 roku nie było przecież żadną innowacją. Rovio miało po prostu szczęście, że w rynek gier mobilnych uderzyło w  jego najbardziej chłonnym i podatnym na „popierdółki" okresie.

Poza tym, choć wielu graczy początków serii może nie pamiętać, Angry Birds w swojej podstawowej formie było produktem straszliwie niedopracowanym: graficznie brzydkim, gameplayowo biednym, technicznie kulejącym. Dopiero pierwsze miliony dochodów sprawiły, że grę zaczęto poprawiać, rozbudowywać i urozmaicać.

Reklama

Jednak nawet kilka lat po premierze Angry Birds, pierwsza część wciąż nie potrafi mnie do siebie przekonać, bo choruje na jeden, poważny problem. Gry logiczne i zręcznościowe są ciekawe, kiedy nie przestają stawiać nowych celów i wymagać od gracza coraz więcej. Wściekłe ptaszyska natomiast wymagają wyuczenia jednej, prymitywnej umiejętności - przewidywania, wyliczania toru lotu wystrzelonego obiektu - i na tym jakiekolwiek wymagania kończą. Nawet różne rodzaje ptaków niewiele pomagają - puknięcie ekranu w odpowiednim momencie nie urozmaica rozgrywki na tyle, bym po maksymalnie dwóch światach nie miał ochoty AB wyłączył i odinstalować.

Całe szczęście, że wypróbowałem Angry Birds: Star Wars II. Przeszedłem całość dwa razy i z niecierpliwością czekam na pierwsze aktualizacje, na nowe poziomy. Jestem pewien, że lepszych Angry Birdsów Rovio jeszcze długo nam nie sprzeda, bo najnowsza odsłona jest po prostu wszystkim, co z tej serii da radę wycisnąć.

Przede wszystkim poprawiono to, o czym wspomniałem - Star Wars II oferuje naprawdę porządnie zróżnicowaną rozgrywkę. Ptaki i prosiaki, niezależnie od wyboru strony konfliktu, posiadają umiejętności wymagające różnego sposobu grania: jedne wymagają puknięcia elementu otoczenia, by wypuścić hak i bujać się na linie, inne ciskają mieczem, który leci ruchem okrężnym, i tak dalej. Nowe postacie to kolejne warstwa frajdy i odkrywania mechaniki gry - kombinowania z układami przeszkód każdego poziomu z osobna.

Właśnie, poziomy! Aktualnie dostępne są jedynie dwa światy (Tatooine i Naboo), ale zrealizowano je genialnie. Kiedy zdaje się, że kontrolę nad daną postacią opanowaliśmy do perfekcji, plansze zaczynają płatać figle: zmienia się kierunek wiatru i grawitacja, pojawiają się magnesy, ruchome maszyny i inne zabawne fanaberie twórców. Odkrywanie ich po kolei potrafi dać naprawdę dużo zabawy.

Przy okazji całość wygląda i brzmi o wiele lepiej, niż w poprzednich odsłonach serii. Pomysłowy design i wysoka rozdzielczość kilku warstw ręcznie rysowanych elementów plansz prezentuje się porządnie nawet na największych tabletach. Żywiołowe krzyki, piski i charki postaci też dają radę, skutecznie umilając rozgrywkę.

Choć w gruncie rzeczy to wciąż tylko Angry Birds - naciąganie procy i strzelanie w różnego rodzaju konstrukcje - a w rozgrywce wielu innowacji doszukiwać się nie należy, jest to jednocześnie najlepsze Angry Birds, jakie do tej pory powstało. Chwilowo najkrótsze, ale wciąż najbardziej rozbudowane, dopracowane i, przynajmniej w moim przypadku, bezsprzecznie najprzyjemniejsze. Poza tym najnowszą produkcję Rovio pobrać możecie za darmo, a korzystanie z mikrotransakcji jest całkowicie opcjonalne - ukończyłem całość nie wydając ani grosza.

[inpl:gamerank rank="5.0"]

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy