Angry Birds Go!

Samochodówka z protagonistami i antagonistami znanymi ze Wściekłych Ptaków? Świetny pomysł, naprawdę! Szkoda, że Rovio trochę się ze swoimi oczekiwaniami "przejechało": podczas gdy ptaki i prosiaki wskoczyły za kółka gokartów, naiwni fani wnet mieli powyskakiwać z pieniędzy...

Nie trzeba być wielkim fanem Angry Birds, by czerwonego ptaka i resztę brygady znać z widzenia - to jedna z najbardziej rozpoznawalnych gier na świecie, na widok której coś w głowie świta i dzieciom, i ludziom w podeszłym wieku. Przekłada się to bezpośrednio na miliony ilość pobrań każdej kolejnej gry z serii, jak i wysokie ceny różnistego merchandise'u: pluszaków, koszulek, pudełek śniadaniowych.

Reklama

Mimo to seria jakimś cudem trzyma poziom i w Star Wars II grało mi się świetnie, więc bez większych podejrzeń odpaliłem najnowszy twór Rovio - spin-off "Angry Birds Go", czyli pierwsze ptaki w pełnym trójwymiarze i tym bardziej pierwszy raz, kiedy bohaterowie serii zasiedli za sterami kolorowych samochodzików.

Jeżeli macie farta i gra uruchomi się na waszym telefonie lub tablecie - pierwsze wrażenie jest, szczerze mówiąc, nie najgorsze. Trójwymiar wyszedł ptakom na dobre i wyglądają przesłodko, steruje się nimi dość intuicyjnie, a samochodowa mechanika działa płynnie i bezproblemowo. Wystrzeliwanie gokartu z linii startu procą i wyrabianie zakrętów w cukierkowym, ale widowiskowym stylu ma swój klimat i sprawiało mi przyjemność już od pierwszego wyścigu.

Świetnie przemyślano też tryby gry - nawet z samochodówki Rovio dało radę stworzyć ciąg "plansz", które musimy przejść. Zanim ukończymy dany tor, ścigamy się na nim z innymi postaciami, jedziemy na czas, bawimy się w zbieractwo i w multiplayer; są nawet walki z bossami, które odblokowują nowych bohaterów. Nie trzeba nawet wspominać o tradycyjnym systemie trzech gwiazdek, który - o dziwo - całkiem do tej ścigałki pasuje.

Stopniowo szydło wychodzi jednak z worka i po pewnym czasie okazuje się, że Angry Birds Go to pierwsza gra Rovio, w której mikropłatności nie są dodatkiem i opcjonalną funkcją, a motorem napędowym całości.

Nasi bohaterowie - ptaki i prosiaki - to bardzo cwane stworzenia. Po kilku wyścigach padają zmęczone i jeśli nie mamy zamiaru czekać, aż odetchną, musimy nakarmić je pieniędzmi. Kierowca jest jednak niczym bez swojego wozu, więc i z gokartów musiano wygenerować dochody. Kiedy poziomy zaczynają być za trudne, płacimy więc i ulepszamy pojazd... dopóki nie rozwiniemy jego statystyk do maksimum. Wtedy pozostaje zaopatrzyć się w lepszy gokart - najlepiej ten najszybszy i najwydajniejszy, ten za prawie 200 złotych.

Mikropłatności same w sobie nie są złe, ale Rovio nie popisało się ich wykorzystaniem - bardzo prędko zacząłem zadawać sobie pytanie: czy gdybym dopłacił kolejną dychę, dałbym radę ukończyć ten poziom? Nadzieją mógłby się wydawać multiplayer - obecnie mierny, ale w zbliżających się aktualizacjach poprawiony.Nie wspominając o multiplayerze, który kompletnie nie ma sensu, kiedy przegrywam z graczami śmigającymi furą za dwie stówy. W którejś z nadchodzących aktualizacji Rovio ma go podobno rozbudować, ale co z tego?

Straciłem na Angry Birds Go stanowczo za dużo czasu i jeżeli jeszcze spin-offa Wściekłych Ptaków nie próbowaliście, nie potrafię wyobrazić sobie powodów, dla których mielibyście to zrobić.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama