Immortals: Fenyx Rising - recenzja

Immortals: Fenyx Rising /materiały prasowe

​Z początku obawiałem się, że Immortals: Fenyx Rising będzie "Assassinem po recyklingu". Na szczęście byłem w błędzie!

Gdy Ubisoft pokazał grę po raz pierwszy, nazywała się Gods & Monsters i zapowiadała się na coś w rodzaju Assassin's Creed w bajkowym wydaniu. W końcu jej tytuł zmieniono na Immortals: Fenyx Rising, ale skojarzeń z "Assassinem" w dalszym ciągu trudno było uniknąć.

I nie da się ukryć, że okazały się one jak najbardziej słuszne. Niemniej mówienie o jakimkolwiek recyklingu byłoby w tym przypadku bardzi krzywdzące. Tym bardziej, że gra czerpie garściami nie tylko z Assassin's Creed, ale także z Legend of Zelda: Breath of the Wild.

Reklama

Immortals: Fenyx Rising miejscem akcji i klimatem przypomina Assassin's Creed: Odyssey. Nic dziwnego, w końcu - podobnie jak przygody Aleksiosa i Kassandry - rozgrywa się w starożytnej Grecji. Gra pozwala nam wcielić się w tytułowego Feniksa. Może to być zarówno kobieta, jak i mężczyzna (płeć można zmienić w dowolnym momencie). Na samym początku możemy też zdecydować z grubsza o jej lub jego wyglądzie.

Historia rozpoczyna się w momencie, gdy nasz bohater (lub bohaterka) odkrywa, że wszyscy mieszkańcy Złotej Wyspy - krainy, którą przyjdzie nam przemierzać - zostali zamienieni w kamień. Już niedługo okaże się, że będzie musiał (lub musiała) stawić czoło Tyfonowi, złowrogiej istocie zagrażającej światu.

W przeciwieństwie do historii opowiadanych w Assassin's Creed, fabuła przedstawiona w Immortals: Fenyx Rising jest o wiele luźniejsza, bardziej baśniowa i wypełniona dużą dawką humoru (rozmowy między Zeusem i Prometeuszem bywają wprost komiczne).

Świetnie wykonano Złotą Wyspę. Krainę wręcz chce się eksplorować, poznając po kolei zróżnicowane obszary, na które została podzielona. Co więcej, na mapie znalazły się także przejścia do Tartaru, w którym czekają na nas kolejne aktywności.

Immortals: Fenyx Rising jest przygodową grą akcji, wypełnioną po brzegi różnorodnymi łamigłówkami i wyzwaniami. Większość zadań, które rozlokowano na Złotej Wyspie, opiera się na eksploracji i zagadkach środowiskowych. Należy pochwalić twórców za pomysłowość i za to, że często pozwalają nam poszukać alternatywnego rozwiązania, ale muszę też przyznać, że po pewnym czasie mechaniki zaczynają się powtarzać i przez to nużyć.

W grze nie mogło zabraknąć walki. Jest jej jednak mniej niż w Assassin's Creed. Wykorzystana w niej mechanika jest prosta. Do dyspozycji mamy lekkie i ciężkie uderzenie, unik, parowanie oraz umiejętności. Kluczem do sukcesu jest opanowanie uników i kontrataków. Udanym dodatkiem jest mnożnik combo - im bardziej go podkręcimy, tym mocniejsze ciosy zadajemy.

W Immortals: Fenyx Rising znalazły się wszystkie elementy typowe dla "otwartych światów" - rozwój postaci, zbieranie coraz lepszego ekwipunku czy tworzenie eliksirów. W grze nie ma jednak klasycznych poziomów doświadczenia. Zamiast nich mamy surowce, które zbieramy, przemierzając mapę, oraz punkty, które otrzymujemy, wykonując zadania czy angażując się w inne aktywności.

Ciekawostką jest wprowadzona mechanika związana z wytrzymałością. Zużywamy ją podczas niemal każdej aktywności, takiej jak bieg, wspinaczka czy lot, dlatego musimy nauczyć się nią gospodarować. Na szczęście z czasem możemy podnosić jej maksymalny poziom i tym samym pozwalać sobie na więcej podczas wszelkiego rodzaju działań.

Immortals: Fenyx Rising oferuje bardzo dużo zawartości. Co prawda główny wątek można ukończyć w ciągu około 20 godzin, ale jeśli będziecie chcieli zaliczyć wszystkie zagadki i aktywności rozsiane na mapie, będziecie potrzebowali kilkudziesięciu dodatkowych godzin.

Żałuję tylko, że gra w sztuczny sposób blokuje nam kolejność działań, zmuszając do podążania wyznaczonym szlakiem. Jeśli z niego zboczymy, trafimy na przeciwników, którzy szybko przypomną nam, gdzie nasze miejsce. Niemniej nie doświadczyłem podczas rozgrywki dokuczliwego grindu.

Immortals: Fenyx Rising urzeka oprawą audiowizualną. Nie robi aż takiego wrażenia krajobrazami, liczbą obiektów i poziomem szczegółowości, jak wydany niedawno Assassin's Creed: Valhalla, ale swoją bajkową estetyką - przywodzącą trochę na myśl wspomnianą Legend of Zelda: Breath of the Wild - potrafi zauroczyć.

Gra została także wzorowo zoptymalizowana i działa bardzo płynnie nawet na PlayStation 4. Natomiast na konsolach nowej generacji możecie liczyć na stałe 60 klatek na sekundę i znacznie szybsze czasy ładowania.

Immortals: Fenyx Rising NIE jest "Assassinem po recyklingu".  Jest bardzo udaną - wciągającą, różnorodną i śliczną - grą, która powinna zadowolić zarówno młodszych, jak i starszych graczy. Pomimo, że jej twórcy inspirowali się mocno zarówno serią Assassin's Creed, jak i Zeldą, potrafili nadać jej własny charakter. To z pewnością jedna z najmilszych niespodzianek growych tego roku.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy