Here Be Dragons - recenzja

Here be dragons /materiały prasowe

​Autorzy Here Be Dragons określają swoją grę jako "satyryczną, turową strategię osadzoną na unikatowej, tętniącej życiem mapie". Nic dodać, nic ująć!

Owi autorzy to polskie studio Red Zero Games, które bez wątpienia może otwierać butelki z szampanem i świętować bardzo udany debiut. Here Be Dragons to zwariowana, zabawna gra, po której nie spodziewałem się niczego i zostałem bardzo mile zaskoczony. Przenosimy się w niej do końcówki piętnastego wieku, a więc do okresu, w którym Krzysztof Kolumb przybił do brzegu Ameryki. Włoskiego żeglarza poznajemy osobiście, by usłyszeć z jego ust, że marzy o karierze pirata i planuje wyruszyć w świat. Jednak zanim będzie mu dane postawić stopę na amerykańskim kontynencie, będziemy musieli... zrobić trochę porządków.

Reklama

Here Be Dragons pokazuje satyryczną wizję przełomowego dokonania Kolumba. Zgodnie z nią wody, po których dzielny odkrywca płynął w stronę Ameryki, były wcześniej pełne takich niebezpieczeństw, jak trytony czy statki-widmo. Żeby jego wyprawa mogła się powieść, ktoś musiał zrobić z nimi wszystkimi porządek. Gdyby nie to, prawdopodobnie nie słuchalibyśmy o Krzysztofie Kolumbie na lekcjach historii. W Here Be Dragons czeka was emocjonująca i zabawna przygoda (choć bez większego nacisku na fabułę, jak można by się spodziewać), której przebieg można by porównać do gry planszowej.

Podobnie zresztą jak większość gier planszowych, Here Be Dragons wymaga od nas trochę czasu na opanowanie zasad. A to nie koniec podobieństw. Kolejne dotyczy jednej z głównych mechanik, związanych z rzucaniem kośćmi. Wypluwa je widoczny w prawym dolnym rogu ekranu cherubin, a następnie przydzielamy je do określonych działań, takich jak ostrzał wrogiego statku czy naprawa naszego naszej łajby. Żeby jednak nie było tak łatwo, twórcy wprowadzili dodatkowe zasady - ten, kto przydzieli mniejszą sumę oczek, rozpoczyna, a ponadto za każdą zostawioną na stole (nieprzydzieloną) kość tracimy punkty zdrowia. A to nie koniec komplikacji. Here Be Dragons zmusza do zaangażowania szarych komórek i daje sporo satysfakcji, gdy coś nam się uda!

Tak, dobrze wywnioskowaliście, bitwy to jeden z głównych elementów rozgrywki w Here Be Dragons. Od czasu do czasu przeczytamy jakiś dialog (większość z nich jest naprawdę zabawna) czy zapoznamy się z jakimś opisem, ale lwią część czasu spędzamy na przemierzaniu wód, prowadzeniu starć oraz zbieraniu łupów, które pozwalają nam poprawić parametry naszego okrętu. Okazuje się, że to wystarczy, by zapewnić kilka naprawdę udanych wieczorów. Here Be Dragons to świetna alternatywa dla kogoś, kto lubi "planszówki", ale akurat nie bardzo ma w nie z kim zagrać. Ale oczywiście nie tylko.

Red Zero Games należy pochwalić za to, jak zaprojektowało oprawę swojej gry. I mam tutaj na myśli zarówno ręcznie rysowaną, klimatyczną grafikę, jak i mądrze zaplanowany interfejs, który chyba ani razu nie sprawił, żebym musiał błądzić w poszukiwaniu jakiejś opcji. Here Be Dragons wymaga trochę czasu na opanowanie zasad, ale absolutnie nie bierze się to z tego, że coś zostało tutaj nieumiejętnie objaśnione czy pokazane. To po prostu nieco bardziej skomplikowana gra niż pierwsza lepsza strzelanka, wymagająca od gracza regularnego używania mózgu. I super!

Here Be Dragons to ponadprzeciętnie udany debiut w wykonaniu Red Zero Games. Osobiście bardzo liczę na to, że ten deweloper dostarczy nam w przyszłości kolejne tego rodzaju gry. To znaczy takie z oryginalną mechaniką, dobrze pomyślane, zabawne, wymagające główkowania i - po prostu - wciągające. Jedyne, czego bym sobie w nich życzył, a czego zabrakło mi w Here Be Dragons, to rozdziału na dwa tryby - jeden mocno fabularny (na jedno przejście), a drugi całkiem fabuły pozbawiony (na kolejne podejścia). Ale tak czy inaczej - Red Zero Games, gratulacje i tak trzymać!

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama