Assassin's Creed III

Jeśli od zawsze marzyliście o wycieczce do Stanów, ale nie mieliście pieniędzy albo konsul z jakiegoś powodu nie przyznał wam wizy turystycznej, mamy dla was coś na pocieszenie. To Assassin's Creed III, z którym wybierzecie się w podróż do USA, jaka nawet wam się nie śniła.

Assassin's Creed III miał być największą, najdroższą, najładniejszą i w ogóle "naj" grą w historii całej serii. Ubisoft wydał mnóstwo pieniędzy nie tylko na jej wyprodukowanie, ale i na wypromowanie. W Wielkiej Brytanii rozpoczęła się już największa kampania marketingowa w istnieniu tamtejszego oddziału Ubi, opiewająca właśnie premierę nowego Assassina. Czy za tym wszystkim podążą gracze, kupując grę w rekordowej liczbie egzemplarzy? Szanse na to są naprawdę spore. Assassin's Creed III bezapelacyjnie zasługuje na to, by wydać na niego te dwie stówy w wersji konsolowej. Ba, wart byłby nawet trzech.

Reklama

Assassin's Creed III to nowy rozdział w historii serii. Ubisoft zakończył opowieść wymęczonego już, podstarzałego Ezio Auditore da Firenze, by przedstawić nowego bohatera - Connora Kenwaya, rdzennego Amerykanina, znanego także jako Ratohnhake'ton, a zarazem przodka znanego doskonale Desmonda Milesa. Wraz ze zmianą głównego protagonisty doszło do zmiany otoczenia - z europejsko-azjatyckich regionów przenosimy się do Stanów Zjednoczonych z drugiej połowy XVIII wieku. A więc w tle rozgrywają się tutaj najważniejsze wydarzenia w dziejach kraju. Takie, przy których wybory między Obamą a Romneyem to pikuś. Chodzi bowiem o amerykańską rewolucję i wojnę o niepodległość. Co prawda wydarzenia te nie są w grze motywem przewodnim, najważniejsze są tu nasze i Connora sprawy, ale ciągle się przewijają, dzięki czemu trudno nie zdawać sobie sprawy, w jakich okolicznościach się znaleźliśmy. A scenarzyści podeszli do tych okoliczności w sposób niebywale dojrzały i stonowany, bez przejrzystego podziału na dobrych i złych. Nie sposób tego nie docenić.

Cała akcja rozgrywa się tak naprawdę w czterech lokacjach. Pierwsza z nich to posiadłość zamieszkała przez niejakiego Achillesa Davenporta, będąca dla Connora domem i bazą wypadową. Poza tym twórcy odtworzyli dwa miasta - Nowy Jork i Boston. Oczywiście w wersjach z tamtego okresu, ale niestety ubogich w zabytki i charakterystyczne miejsca. Czwartym miejscem, które przyjdzie nam odwiedzić, jest pogranicze. Nie powinniśmy w zasadzie pisać, że to miejsce, gdyż w gruncie rzeczy są to ogromne połacie terenu, po których przyjdzie nam się w znacznej mierze poruszać. Łąki, lasy, góry etc. O ile do wyglądu bezkresnych terenów pozamiejskich nie mogę się przyczepić, to jednak oczekiwałem czegoś więcej od projektów miast. Nowy Jork i Boston z Assassin's Creed III to niewyróżniające się, płaskie w sensie dosłownym mieściny w porównaniu do chociażby Rzymu z Assassin's Creed: Brotherhood.

W ogóle rozgrywka w Assassin's Creed III ma bardziej horyzontalny charakter. Autorzy wyszli chyba z założenia, że w poprzednich częściach serii wystarczająco już było wspinania się na wieże i biegania po dachach. W "trójce" poruszamy się głównie po płaskich terenach - czy to miejskich, czy pozamiejskich. Oczywiście ze wspinaczki nie zrezygnowano, ale teraz wygląda ona nieco inaczej. Wprowadzono w tej kwestii także nowość - możliwość wspinania się na drzewa, których tu na pewno nie brakuje.

W grze nie brakuje także pojedynków, zarówno z użyciem broni białej, jak i palnej. Te są jeszcze bardziej emocjonujące niż do tej pory. Autorzy postarali się, by wrogowie nie czekali na swoją kolej, gdy my walczymy akurat z ich kolegą, tylko cały czas kombinowali, jak nas załatwić na dobre. Potrafią zajść nas od tyłu czy przytrzymać tak, by któryś z kompanów mógł nas zdzielić. Jednak największą nowością są i tak bitwy morskie, w których sterujemy całym okrętem. Nie potraktowano tego elementu zbyt ambitnie - nie jest to realistyczny symulator, a coś w rodzaju zręcznościowej mini-gry. I całe szczęście, bo dzięki temu nie musimy się niczego uczyć, wystarczy po prostu dobrze się bawić.

Assassin's Creed III jest równie rozbudowany, co poprzednicy. Na ukończenie samego wątku głównego będziesz potrzebował kilkunastu godzin. Ale jeśli zechcesz wykonać wszystkie misje poboczne i zadbać o pełną synchronizację, czas ten wydłużysz nawet trzykrotnie. Czas ten nie będzie może wypełniony wyłącznie pełnokrwistymi fragmentami, poznawaniem fabuły i wykonywaniem zaskakująco pomysłowych questów, ale twórcom udało się ograniczyć puste wypełniacze do naprawdę akceptowalnego poziomu.

A jedna z największych atrakcji, jakie na nas czekają w Assassin's Creed III, wiąże się ze wspomnianą kilka akapitów wcześniej posiadłością. Z początku to stary, zaniedbany dom, ale z czasem za naszą sprawą zamienia się on w pełną blasku posesję. A następnie zaczynamy wokół niego budować osadę, zamieszkałą przez osadników - drwali, medyków czy rolników - którzy będą dla nas zbierać surowce i tworzyć z nich cenne przedmioty, do własnoręcznego wykorzystania bądź na handel. Szkoda tylko, że zdobywane w ten sposób pieniądze niezbyt jest na co wydawać. W miastach nie ma posiadłości do kupowania, a lepsza broń czy gadżety nie są Connorowi specjalnie potrzebne. Ale pomysł z osadą jest i tak świetny. Autorzy stworzyli specjalnie dla niej fabułę (a właściwie kilka fabuł, związanych z poszczególnymi mieszkańcami) i przygotowali szereg misji specjalnych.

Ubisoft zrezygnował w Assassin's Creed III z kilku zaprezentowanych do tej pory patentów. W grze nie ma już kurtyzan i złodziei, składania bomb czy mini-gry o charakterze tower defense, znanej z Assassin's Creed: Revelations. Nie zrezygnował natomiast - bo nie miał prawa zrezygnować - z wątku Desmonda Milesa, w którego skórze przychodzi nam wykonywać kilka misji. Ale ta część zabawy, podobnie jak w poprzedniczkach, nie zdołała mnie do siebie przekonać. Zdecydowanie wolałem część poświęconą głównemu bohaterowi, w tym przypadku Connorowi.

Assassin's Creed III wygląda przepięknie. Amerykańskie krajobrazy należą, według mnie, do najładniejszych w całej serii. Spacerować po lasach i oglądać zachodzące za horyzontem słońce mógłbym bez końca. A gdy już pokochasz cudowne, kolorowe widoki, przyjdzie ci o nich zapomnieć i zakochać się w nowych, bo... wszystko pokryje śnieg. Pierwsza zima w historii Assassin's Creed prezentuje się wyśmienicie. W tym całym otoczeniu doskonale zachowują się postacie, które wyglądają i poruszają się lepiej za sprawą nowego silnika graficznego. Niestety, zmiana engine'u nie zakończyła się bez zgrzytów. Błędów technicznych wypatrzycie w Assassin's Creed III co nie miara.

Na koniec dwa słowa o udźwiękowieniu. Nadmieńmy, że wyśmienitego Jespera Kyda w roli kompozytora zastąpił - jak się okazało - nie mniej wyśmienity Lorne Balfe. Gra brzmi bardzo, ale to bardzo dobrze. Często spokojnie i melodyjnie, ale gdy trzeba, potrafi "przywalić". Pochwalić należy także dubbing, który doskonale oddaje amerykańsko-indiański charakter.

O Assassin's Creed III przed premierą mówiło się jak o potencjalnie najlepszej grze wszech czasów. Być może przez to niektórzy oczekują od niej teraz zbyt wiele. Ostrzegam więc - nie jest żadna wielka rewolucja (amerykańska), którą będziemy wspominać za dziesięć czy dwadzieścia lat. To po prostu fantastycznie wykonana gra akcji - z wielkim światem, dojrzałą fabułą, fantastycznym klimatem czy widokami jak z obrazka, w którą gra się z największą przyjemnością. I bez wątpienia jeden z najlepszych Assassinów. Tuż obok Assassin's Creed: Brotherhood i Assassin's Creed II.

Plusy:

+ dojrzała, wielowątkowa fabuła

+ ogromne i piękne połacie terenu do pokonania

+ zabawa nawet na 40-50 godzin

+ bitwy morskie

+ pomysł z rozbudową domu i osady

+ świetna oprawa

Minusy:

- spodziewałem się ciekawszych miast

- błędy techniczne

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy