After Us - recenzja. Przeciętna zabawa w odtwarzanie świata

Czy After Us to długo wyczekiwany powiew świeżości, czy tylko kolejna przeciętna produkcja? Niestety, zdecydowanie bliżej jej do tego drugiego miana.

After Us na pierwszy rzut oka ma wiele obiecujących elementów. Na papierze wygląda na interesujące połączenie paru gatunków. Pozwala nam eksplorować postapokaliptyczny świat, ratując przy tym ducha lasu i walcząc z przeciwnościami. Autorzy chcieli połączyć eksplorację czy sekwencje platformowe z przygodowym storytellingiem. Jak to wyszło w praktyce? Niestety, zaledwie przeciętnie. Nie źle. Po prostu przeciętnie.

Świat After Us jest tyle prosty, co tajemniczy. Wcielamy się postać Gai, niezwykle potężnego ducha lasu, który ma za zadanie przywrócić życie na Ziemi. Na drodze do celu odwiedzamy zróżnicowane strefy, począwszy od dogorywujących lasów, poprzez rozpadające się miasta, a na dnie wyschniętego oceanu skończywszy. Chociaż sama historia jest mizerna, daje poczucie misji. Problematyczne bywa natomiast to, że nie zawsze prowadzi nas w jasno określonym kierunku. Z kolei do jej zalet można zaliczyć tajemniczość i nieprzewidywalność. After Us odsłania przed nami świat, w którym jest całkiem sporo do odkrycia.

Reklama

Jednym z najciekawszych aspektów gry jest zdolność Gai do korzystania z jej serca lasu do przywracania życia na Ziemi. Główna bohaterka może rzucać nim jak bumerangiem. Jednak mechanika bywa frustrująca, ponieważ Gaia automatycznie celuje w dalekie obiekty na mniej więcej tej samej wysokości, co ona, co oznacza, że często musimy podskakiwać, aby trafić w to, co chcemy. To z kolei prowadzi czasem do niepotrzebnych zgonów. Niektórych może to zniechęcić.

Nie jest to jedyny problem z rozgrywką. Główni przeciwnicy, z którymi mamy do czynienia, to duchy ludzi, którzy zniszczyli Ziemię przez niekontrolowany konsumpcjonizm. Walka z nimi została mocno ograniczona. Jedyną rzeczą, której możemy użyć przeciwko nim, jest wspomniane bumerangowe serce, które nie zadaje dużo obrażeń i zmusza do ciągłego biegania tam i z powrotem. Na wrogów nie trafiamy zbyt często (właściwie nie wiem, czy to dobrze, czy źle), a gdy nas dopadną, z łatwością wydostajemy się z opresji. W praktyce potyczki sprowadzają się głównie do biegania w kółko, co sprawia wrażenie, jakby twórcy chcieli na siłę rozciągnąć czas gry, dodając zupełnie niepotrzebny element. Tak naprawdę walka mogłaby być w After Us nieobecna.

A jak wygląda regenerowanie Ziemi przy użyciu mocy Gai? Gdy trzymamy lewy spust na padzie, uwalniamy serce lasu, pokrywając w ten sposób okolicę trawą i roślinami. Jest to jednak tylko efekt tymczasowy, który po chwili znika. Głównym celem jest znalezienie ośmiu duchów lasu. Kiedy odnajdziemy jednego z nich, możemy użyć tej samej mocy - serca lasu - aby przywrócić go do życia i przenieść do centralnej strefy, zwanej Arką. Arka to - powiedzmy - takie zoo dla duchowych zwierząt, które zbieramy podczas swojej podróży. Każde z tych zwierząt to duch lasu, który został przywrócony do życia dzięki mocy Gai.

Wizualnie After Us prezentuje się bardzo dobrze. Od strony technicznej to niskobudżetowa produkcja, ale autorzy nadrabiają te braki znakomitym poczuciem estetyki. Podczas podróży doceniłem nie tylko wizję artystyczną, ale także różnorodność, jaka istnieje między poszczególnymi lokacjami. Z kolei udźwiękowienie wprowadza nas w postapokaliptyczną, ale zarazem magiczną atmosferę, pełną nadziei na lepsze jutro. Przygrywająca w tle muzyka pozwala uspokoić się i zrelaksować po ciężkim dniu.

After Us zdecydowanie ma swoje mocne strony, ale też parę istotnych słabości. Co prawda, ma całkiem sporo do zaoferowania, jednak bolączki, które ją trapią, skutecznie zniechęcą niektórych graczy. Do minusów zaliczyłbym także długość zabawy. Grę można ukończyć w ciągu sześciu godzin. Z drugiej strony dobrze, że twórcy sztucznie nie wydłużali tego czasu.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy